cież on i w Pradze zatrzymuje się tak długo. Przeklęty ten rozkład!
Znajduje nareszcie jakiś pociąg wychodzący o 2.15. wydaje się on idealnym. B. wpada w zapał.
— Mamy nareszcie wspaniały pociąg — woła. — Nigdzie się nie zatrzymuje!
— A czy idzie dokąd? — spytałem.
— Rozumie się — odparł oburzony. — To ekspres Monachium — mruczy, wodząc palcem po karcie — wychodzi o 2.15. Pierwsza i druga klasa tylko. Norymberga? Nie, nie zatrzymuje się tutaj. Würtzburg? Nie. Frankfurt, Sztrasburg? Nie. Kolonia, Antwerpia, Calais? Nie. Gdzież się on zatrzymuje? Do pioruna, przecie gdzieś stanąć musi! Berlin, Paryż, Bruksella, Kopenhaga? Nie. Na Jowisza! to drugi pociąg, nigdzie nie idący! Wychodzi z Monachium o 2.15 i to wszystko. Nic innego nie robi.
Widocznie taki już zwyczaj w Monachium, że pociągi wychodzą bez żadnego celu. Chodzi im tylko o to, aby wyjść z miasta. Nie dbają o to, dokąd jadą, co się z niemi później stanie, pragną tylko z miasta uciec.
— Na miłość Boga! — mówią one — wypuśćcie nas z tego miejsca. Nie nudźcie nas pytaniami, dokąd się udajemy, zdecydujemy się, jak z miasta wyjedziemy. Wypuśćcie nas z Monachium, to rzecz najważniejsza!
B. przestraszył się na seryo.
— Więc nigdy nie będziemy mogli ztąd wyjechać!
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.