jeżeli się nie mylę, zwiedzania czegoś. Jesteśmy więc za granicą, jak mi się zdaje w Norwegii. Dla czego mi się tak zdawało, do tej pory nie wiem — i zgubiłem go.
Jakimże cudem znajdziemy się teraz? W umyśle moim przedstawił się straszny obraz, jak obaj lata całe błąkać się będziemy po Europie, szukając się daremnie. Nie, należy coś zrobić i to natychmiast. Tu, czy tam, muszę znaleźć B. Wstałem i zaczęłem przypominać sobie wszystkie znane mi słowa skandynawskie. To brzydko, że ci ludzie udają, iż nie rozumieją własnego języka i nie chcą ze mną rozmawiać. Muszą mnie zrozumieć. Tu już nie chodzi o kawę i bułki, lecz o rzecz nie małej wagi. Ja tego kelnera zmuszę do rozumienia po skandynawsku, choćbym miał mu rozum wbić do głowy własnym jego dzbankiem od kawy. Schwyciłem go za ramię i z akcentem, który musiał być patetycznym w swym tragicznym ferworze, spytałem, czy widział mego przyjaciela, przyjaciela B?
On wytrzeszczył tylko oczy.
Byłem zrozpaczony. Wstrząsnęłem nim, mówiąc:
— Mój przyjaciel duży, wysoki, tłusty, gruby, jest gdzie? Możesz go widzieć gdzie? Tu?
Musiałem się tak po skandynawsku wyrażać, gdyż gramatyka jest moją najsłabszą stroną. Nie wiedziałem, jak sobie poradzić z czasownikami. Zresztą nie było czasu na obmyślanie frazesów.
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.