i tej pracy, gdy będę skazany na przymusową bezczynność. Ta podróż wzdłuż brzegów Renu byłaby nadzwyczaj przyjemną, gdyby mnie nie prześladowała myśl, że muszę nazajutrz spisać sprawozdanie w moim dzienniku. Rozkoszowałem się więc nią o tyle, o ile rozkoszuje się człowiek dobrym obiadem, gdy ma po nim mowę wypowiedzieć, lub jak krytyk, siedzący na premierze.
Przejeżdżaliśmy przez dziwnie małe wioseczki. Tak były skupione między linią kolejową a rzeką że nie było miejsca na ulice. Domy stały tak blizko siebie, że chyba mieszkający w środku człowiek, żeby się dostać do domu, musiał przeskoczyć przez dwanaście innych.
To były wioski takie, że jeżeli teściowa przychodziła do zięcia z wizytą, to mogła chodzić i chodzić wokoło, a nie znając drogi — nie trafiłaby.
Pijak, mieszkający w jednej z tych wiosek, z pewnością w stanie podniecenia nie wracał do domu. Musiał siedzieć na ulicy i czekać, aż mu wódka wyszumiała z głowy
Byliśmy świadkami niezmiernie zabawnej sceny, jaka się odegrała w jednem z małych miasteczek, gdzie się pociąg zatrzymał. Bohaterami tej sceny byli: rozbrykana koza, mały chłopczyk, podżyły mężczyzna i kobieta, rodzice dziecka oraz właściciele kozy i pies. Naprzód usłyszeliśmy wrzask, następnie z domku, stojącego wprost stacyi, wyskoczyła niewinna, wesoła koza i brykała, skakała wo-
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.