Ukończywszy ją, zapragnął poznać się z gospodarzem i oświadczyć mu, zadowolenie i wdzięczność.
Słowami nie mógł tego wyrazić. Umiał tyle tylko po hiszpańsku, by powiedzieć, czego chce — a nawet wówczas musiał być uważnym, by zbyt wiele nie zażądać. O wypowiedzeniu swych uczuć i wrażeń — mowy być nie mogło.
Postanowił więc wyjaśnić myśl swą czynem.
Wstał, wskazał na pusty stół, gdzie stała przedtem kolacya, otworzył usta i dotknął gardła. Następnie poklepał tę część ciała, do której zdaniem uczonych, przejść musiała kolacya i uśmiechnął się.
Ten mój przyjaciel dziwny ma uśmiech. On sam czuje, że coś w nim jest wzruszającego, jakby smutnego. Podobno w rodzinie swej uśmiechem utrzymuje dzieci w posłuszeństwie.
Gospodarze zajazdu zdziwieni byli jego zachowaniem. Niepewnym wzrokiem patrzyli na niego i szeptem zaczęli się z sobą naradzać.
— Nie zrozumieli mnie ci poczciwcy — rzekł do siebie mój przyjaciel — muszę im to energiczniej pokazać!
Tarł więc i klepał wyżej wzmiankowaną część ciała (mój przyjaciel jest skromnym, dobrze wychowanym młodzieńcem, więc za nic w świecie bliżej określić tego nie mogę) z większą niż przedtem energią, uśmiechając się przytem i czyniąc rozmaite wdzięczne ruchy, mające, jak sądził, wyrażać jego przyjacielskie odczucia i zadowolenie.
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.