Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie błysk zrozumienia wyjaśnił troskę gospodarzy, skoczyli do szafy i przynieśli małą czarną buteleczkę.
— O! nareszcie! — pomyślał mój przyjaciel. — Pochwycili myśl moją. Radzi są, że ja jestem kontent i domagać się będą, bym wypił z nimi strzemiennego. Poczciwe dusze!
Naleli pełny kieliszek i pokazali mu, że musi szybko wypić.
— O! — mówił w duchu mój przyjaciel, podnosząc kieliszek i filuternie nań spoglądając — musi to być stare wino, po przodkach dziedziczone!
Podniósł wyżej kieliszek i wypowiedział mowę, życząc długich lat i kopy wnucząt, a córce pięknego męża. Wiedział, że go nie zrozumieją, ale sądził, że z tonu i gestów pojmą co chce wyrazić, jak przyjacielsko jest względem nich usposobiony!
Gdy skończył, położył rękę na sercu, uśmiechnął się i jednym haustem połknął zawartość kieliszka. W kilka sekund przekonał się, że wypił porządną dozę — emetyku.
Objawy wdzięczności audytoryum przyjęło za chęć wyrażenia, że czuje się otrutym, że cierpi gwałtownie z niestrawności, i zrobiło co mogło, by mu ulżyć. Środek, jakiego mu dostarczyli, nie miał nic wspólnego z temi taniemi lekarstwami, nie wywierającemi żadnego skutku.
Czuł, że gdyby nawet dostał drugą kolacyę, nie na wieleby mu się ona przydała, więc poszedł