łych chustek. Rękawy także białe, bardzo szerokie, podobne są do złożonych skrzydeł. Na głowie sterczy okrągły zielony kapelusz. Sprzączki u trzewików i wielkie oczy jasno świecą. Przychodzi ochota zastąpić Jasia choćby na dzień jeden.
Trzymając się pod ręce, podobni do figurek porcelanowych, pasterz z pasterką schodzą do miasta.
Ludzie stają i gapią się za nimi. Zdaje się, że wyszli z tej starej książki z obrazkami, którą tak lubiliśmy oglądać w dniach, gdy świat był większy niż teraz i bardziej interesujący.
Monachium co niedziela zmienia swoich mieszkańców. Zrana wieśniacy i górale napływają do miasta — a stali jego mieszkańcy tłoczą się do wagonów, by wyjechać na pola, łąki, lasy, nad jeziora i stocza gór.
Wchodziliśmy do kilku piwarni, nie do modnych kawiarni, natłoczonych turystami i rozmaitą zbieraniną, ale do piwiarni o nizkim suficie, dymem okopconych, gdzie widzieć można życie ludu.
Włościanie są typami o wiele ciekawszymi niż panowie. Ci ostatni są męcząco do siebie podobni. Tak mało indywidualności i charakteru spotyka się w wyższej klasie. Mowa, ich, czyny, ubiór — jeden dla wszystkich.
My udajemy, że żyjemy, a właściwie życie nasze jest jakąś grą, której przepisów i regulaminu, zwyczajem uświęconego, przełamać nie możemy. Nie-
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.