dojść do porozumienia się z sobą i podzielić się tem, co mieli, jakie to szczęście byłoby dla nich obu, a szczególnie dla króla Ludwika! Nie topiłby się z pewnością, gdyż życie wydawałoby mu się zbyt pięknem.
Los jednak nie chciał tego; nie lubi on z życia robić paradoksu.
Jednemu wygrywa niebiańskie melodye, upewniwszy się naprzód, że jest głuchy, jak pień; dla drugiego wydobywa parę dźwięków ze złamanej piszczałki, a ten myśli, że to muzyka i tańczyć zaczyna.
W parę lat potem, w temże miejscu, gdzie król Ludwik oddał Bogu dar z życia uczyniony, para młodych głupich kochanków zakończyła swe zawody; widząc, że nie będą mogli połączyć się w tem życiu, połączyli się na tamtym świecie.
Historya ta, opisana w gazetach, doszła do uszu cudzoziemców, a brzmiała, jak stara legenda, nie zaś jak prozaiczny wypadek dziewiętnastego stulecia.
On był hrabią niemieckim, jeżeli sobie dobrze przypominam, i jak większość ich, niewiele miał pieniędzy, a ojciec jej, jak to ojcowie zawsze niechętnie patrzą na biednych zięciów, odmówił swego pozwolenia. Hrabia więc wyjechał za granicę, szukając fortuny. Nawet do Ameryki się udał, i tam mu się powodziło. W rok, czy dwa powrócił, stosunkowo bogaty, aby się przekonać, że przybył za późno.
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.