Został odwołany z pokoju w tej chwili, i Jerzy i ja skierowaliśmy swoje spojrzenia znowu na rybę.
Był to rzeczywiście nadzwyczaj dziwny (zadziwiający) pstrąg. Im więcej patzryliśmy na niego, tem więcej podziwialiśmy go.
To podnieciło Jerzego tak bardzo że wdrapał się na poręcz krzesła aby go lepiej widzieć.
I wtem krzesło pośliznęło się, i Jerzy chwycił się dziko za pudło z pstrągiem, by się ratować i spadło z hałasem. Jerzy i krzesło na niego.
— Nie uszkodziłeś ryby, nieprawdaż? — zawołałem z niepokojem, zrywając się.
— Mam nadzieję, że nie — powiedział Jerzy, wstając ostrożnie i rozglądając się.
Ale uszkodził. Pstrąg leżał strzaskany na tysiąc kawałków — mówię tysiąc, ale mogło ich być tylko dziewięćset.. Nie liczyłem je.
Uważaliśmy to za dziwne i niezrozumiałe, żeby wypchany pstrąg mógł się rozbić w ten sposób na małe kawałki.
I byłoby to dziwne i niezrozumiałe, gdyby to był wypchany pstrąg, ale nie był nim.
Ten pstrąg był z gipsu.