Strona:Jerome K. Jerome - Trzej ludzie w jednej łodzi.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

musiało być tam przez cały czas i musiało bić, ale ja nie mogę odpowiadać za to.
Wymacałem siebie całego z przodu, począwszy od tego co nazywam stanem, aż do głowy i sięgnąłem trochę dokoła każdego boku i trochę w górę pleców. Ale nie wyczułem, ani nie słyszałem nic.
Próbowałem zbadać język. Wysunąłem go tak daleko, jak mógł się wyciągnąć, i przymknęłem jedno oko, i usiłowałem obejrzeć go drugiem. Mogłem jedynie widzieć koniec, i jedyną rzeczą, którą mogłem zdobyć przez to, było to, że czułem wyraźniej niż dawniej, że mam szkarlatynę.
Wszedłem do czytelni jako szczęśliwy, zdrowy człowiek. Wylazłem jako zgrzybiały rozbitek.
Udałem się do swego lekarza. Jest to mój stary kamrat i bada mój puls i ogląda mój język, i mówi o pogodzie, wszystko za darmo kiedy wyobrażam sobie, że jestem chory; a więc pomyślałem, że zrobię mu dobrą przysługę idąc do niego teraz.
— Czego doktór potrzebuje — mówiłem, — to praktyki. Będzie mię miał. Będzie miał większą praktykę na mnie, niż na tysiącu siedmiuset zwykłych, pospolitych pacjentach, z jedną lub dwiema chorobami każdy. A więc poszedłem prosto do niego, i zobaczyłem się z nim i on powiedział:
— Dobrze, więc co ci dolega?
Powiedziałem:
Nie chcę zabierać ci czasu, drogi chłopcze, opowiadając co mi dolega. Życie jest krótkie, i możesz przez nie przejść zanim skończę. Ale powiem ci co mi nie dolega. Nie mam wysiąku