Strona:Jerome K. Jerome - Trzej ludzie w jednej łodzi.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Był to wspaniały ranek, późna, wiosna lub wczesne lato, jak wolicie patrzeć na to, gdy delikatna jasność trawy i liścia zmienia się w głębszą zieloność; i rok zdaje się być piękną młodą dziewczyną, drżącą dziwnem, nieznanem uczuciem na progu kobiecości.
Dziwacznie boczne (tylne) ulice Kingstonu, tam gdzie spuszczają się (do brzegu wody) ku wodzie wyglądały zupełnie malowniczo w świetle słonecznem, połyskująca rzeka ze swoimi pędzącemi barkami, lesiste ścieżki, ładnie otrzymane wille po drugiej stronie, dalekie przebłyski szarego, starego pałacu Tudorów, wszystko to tworzyło słoneczny obraz, tak wesoły, ale cichy, tak pełen życia, a jednak tak spokojny, że chociaż to było wczesnym rankiem (dzień) czułem się sennie ukołysany w rozmarzeniu (napadzie rozmyślań).
Wiele z tych starych domów, wokoło mówi bardzo dobitnie o tamtych dniach kiedy Kingtson było królewskiem miastem, i szlachta i dworzanie mieszkali tam, w pobliżu swego króla i długa droga do bram pałacowych (była wesoła) rozbrzmiewała wesoło przez cały dzień szczękiem oręża i stąpaniem rumaków.