Opowiadasz im jedną lub dwie wiadomości i nowiny i wykładasz im swoje poglądy i zdania na kwestję irlandzką; ale to nie zdaje się ich interesować. Jedynie robią uwagi na każdy temat: — Och! — Czyż tak? — Czy on zrobił? — Tak — i — Nie twierdzisz tego.
I po dziesięciu minutach rozmowy w tym stylu cofasz się ku drzwiom i wymykasz się, i jesteś zdziwiony, spostrzegając, że drzwi niezwłocznie przymykają się za tobą i zatrzaskują same, chociaż nie doruszyłeś się do nich (bez poruszenia ich przez ciebie).
W pół godziny potem myślisz, że zapalisz (spróbujesz) fajkę w oranżerji. Jedyne krzesło w tem miejscu jest zajęte przez Emilję i Jan Edward, jeżeli można ufać mowie ubrania, widocznie siedział na podłodze. Nie odzywają się ale rzucają ci spojrzenie, które mówi wszystko co może być powiedziane w cywilizowanym społeczeństwie i ty odwracasz się szybko, i zamykasz drzwi za sobą.
Chodzisz po ścieżkach, a tedy przechodzisz koło altany spoglądasz w nią, a tam jest tych dwoje młodych idyotów, wtłoczeni w jeden z jej kątów; i oni widzą cię, i są widocznie pod wpływem myśli, że, dla jakiegoś własnego niecnego celu, śledzisz ich.
— Dlaczego nie mają specjalnego pokoju dla tego rodzaju rzeczy i nie zmuszają tych ludzi siedzieć tam (trzymać się tego) mruczysz; i biegniesz z powrotem do hallu, chwytasz parasol i wychodzisz.