tem myśli, tem dłużej odciąga się chwilę wstawania.
Jaka dziwna rzecz jest to łóżko, ta podobizna grobu, na którem tak chętnie wyciągamy znużone członki, tak spokojnie poddajemy się milczeniu i wypoczynkowi. „O łoże, cudne łoże, rozkoszy znużonej głowy“, o ty poczciwa, stara nianiu nas wszystkich, rozgrymaszonych chłopców i dziewczynek! Przyjmujesz w macierzyńskie objęcia mądrych i głupich, złych i dobrych i utulasz łzy kapryśnych dzieci. Silny mężczyzna, zgnębiony troskami i walką z życiem, chory, mała dzieweczka, opłakująca niewiernego kochanka, — wszyscy, jak dzieci, składamy zbolałe głowy na twojem białem łonie, a ty nas usypiasz i pocieszasz.
O, jak strasznie bywa, gdy odtrącasz nas i nie chcesz uspokoić. Jakże długo nie wstaje zorza, gdy męczy nas bezsenność. O, te straszliwe noce, kiedy przewracamy się z boku na bok, trawieni gorączką i cierpieniem, kiedy leżymy, jakby żywi pośród umarłych, wpatrzeni w ciemność, licząc okropne godziny, dzielące nas od świtania. A te straszliwe jeszcze noce, kiedy siedzimy u łoża chorego, wzdrygając się co chwila na lada szelest, nasłuchując bicia zegaru, wydającego się młotem, rozbijającym życie człowieka, u węzgłowia którego czuwamy w te niewymownie długie, okropne noce!
Ale dosyć o łóżkach i sypialniach. Zbyt się o nich rozpisałem, nawet jak na próżniaka. Wyjdźmy zapalić cygaro. Na paleniu czas schodzi równie
Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.