tryczniejszy. Architekt, który opracował plan tego pokoju, musiał być genjuszem, jakkolwiek zdaje się, że talent jego więcejby się przydał do wymyślania zagadek, aniżeli do budowania ludzkich mieszkań. Ani jedna z figur Euklidesa nie mogłaby dać pojęcia o naszym pokoju. Było w nim siedm rogów, dwie ściany schodziły się w jednym punkcie, okno zaś wypadało akurat nad kominkiem. Łóżko można było jedynie postawić tylko pomiędzy drzwiami a kredensem. Żeby dostać coś z kredensu, musieliśmy włazić na łóżko, większa zaś część z wydostawanych tą drogą prowiantów znikała między kołdrą a prześcieradłem. W ciągu dnia na łóżko spadało tyle rzeczy i wylewało się tyle płynów, że pod wieczór stawało się ono czemś w rodzaju sklepu kooperatywnego. Najwięcej było tam węgla. Na dole w kredensie trzymaliśmy węgiel, a kiedy był potrzebny, właziliśmy na łóżko, nabieraliśmy pełną łopatkę węgla i pełzliśmy zpowrotem. Na środku łóżka następowała straszliwa chwila. Wstrzymywaliśmy oddech, utkwiwszy oczy w łopatę i starając się utrzymać równowagę do ostatniej, decydującej chwili. W następnej sekundzie węgle, łóżko i my — wszystko to obracało się w piękną, oryginalną mieszaninę. Słyszałem, że niektórzy ludzie wpadali w ekstazę z powodu łoża na węglach. Myśmy na takiem łożu co noc sypiali i wcaleśmy się tem nie chełpili.
Nasz strych jednak, chociaż jedyny w swoim rodzaju, nie wyczerpał pomysłowości genjalnego architekta. Cały dom był cudem oryginalności.
Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.