Żona odrzekła na to, że ma złe przeczucia co do dziecka. Niczem nie można było jej uspokoić: płakała, dopóki nie zasnęła.
Nazajutrz od samego rana usiłowałem przekonać ją, że się myli, aż wreszcie trochę się uspokoiła. Po południu zegar znowuż wybił trzynaście.
Wówczas ogarnęły ją poprzednie obawy. Była przekonana, że ja i dziecko, oboje jesteśmy skazani na śmierć, ona zaś zostanie wkrótce bezdzietną i wdową. Chciałem obrócić to w żart, ale żonę zmatrwiło to jeszcze bardziej. Twierdziła, że ja myślę to samo, udaję zaś wesołego dlatego tylko, żeby ją uspokoić i dodała, że postara się mężnie znieść straszliwy wyrok losu.
Wszystkiemu zaś, według niej, winien był Beggles.
W nocy zegar wydzwonił jeszcze jedno ostrzeżenie, które moja żona zastosowała do ciotki Marji i, jak się zdawało pogodziła się z przeznaczeniem. Żałowała jednak bardzo, że wogóle kupiłem zegar i pytała, kiedy wreszcie odzwyczaję się od idjotycznej manii skupowania starych gratów dla upiększenia domu.
Nazajutrz zegar wybił cztery razy po trzynaście uderzeń a wtedy żona nabrała już otuchy. Mówiła że jeżeli wszyscy mamy umrzeć, to niema się czego martwić. Przyjdzie napewno dżuma, albo cholera i wszyscy razem zostaniemy wzięci do nieba.
I na tę myśl odrazu poweselała.
Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.