Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiłem niezmiernie grzecznie umyślnie, dla uwydatnienia jego ordynarności.
— Chcę powiedzieć, co powiedziałem, — odrzekł — czy pan jesteś tym człowiekiem, który przed chwilą za mną rozmawiał?
— Nie, nie ja, — odpowiedziałem, — dobranoc.
— Czy jesteś pan tego pewien?
— Nie tak łatwo zapomina się rozmowy z takimi ludźmi, jak pan — odparłem.
Ton, którym przemawiał, był poprostu impertynencki.
— Przepraszam, — rzekł od niechcenia, — zdawało mi, że jest pan podobny do człowieka, który przed chwilą tu ze mną rozmawiał.
Trochę mię to udobruchało; przytem na platformie nie było nikogo, oprócz niego, a miałem jeszcze przed sobą kwadrans czekania.
— Nie, to nie ja z panem rozmawiałem, odezwałem się wesoło, — a pan chcesz czego od tego człowieka?
— Naturalnie (mówił, czując widocznie potrzebę użalenia się przed kimś); wrzuciłem pensa w otwór tego aparatu, chcąc dostać pudełko zapałek. Czekam parę minut, zapałek jak niema, tak niema. Zacząłem z całej siły potrząsać maszyną i kląć, ile wlazło. Wtem podszedł do mnie mężczyzna pańskiego wzrostu — czy pan jesteś zupełnie pewien, że to nie pan?
— Najzupełniej — odparłem. — Przyznałbym