każdej chwili odsprzedać swój udział, oczywiście z dobrem ustępstwem. Drugi mój przyjaciel zna się z kimś, wtajemniczonym w sprawy wyścigowe. Zdaje mi się, że większość ludzi ma takich przyjaciół. Zazwyczaj cieszą się oni przed wyścigami wielką popularnością, którą tracą po wyścigach. Trzeci mój dobroczyńca jest zwolennikiem djety. Pewnego razu przyniósł mi jakąś paczkę i wręczył z miną człowieka, zapewniającego mi wszelkie dobra tego świata.
— Cóż to jest? — zapytałem.
— Otwórz i zobacz, — odrzekł tonem czarodzieja z pantomimy.
Otworzyłem paczkę, spojrzałem, ale nie dowiedziałem się wszakże niczego.
— Jest to herbata, — objaśnił mi przyjaciel.
— O, doprawdy! — powiedziałem. — A ja myślałem, że to tytoń.
— To jest, właściwie, nie herbata, ale coś w tym rodzaju, — ciągnął dalej mój przyjaciel. — Wypij jedną tylko filiżankę, a nigdy już nie zechcesz pić innej herbaty.
Miał słuszność. Wypiłem jedną filiżankę. Wypiwszy, poczułem, że nie chcę innej herbaty. Zdawało mi się, że wogóle nie chcę niczego już na świecie, oprócz możności zakończenia życia w spokoju i samotności.
Po tygodniu odwiedził mię znowuż.
— Czy pamiętasz, jak przyniosłem moją herbatę? — powiedział.
Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.