— Cena — dzień ciężkiej pracy, — odpowiada pani Natura.
Kupującemu wyciąga się mina; obraca nerwowo w ręku mocno wypchaną sakiewkę.
— A nie możnaby zapłacić pieniędzmi? — zapytuje. — Nie lubię pracować, ale jestem bogaty, mogę trzymać kucharza francuza, kupować stare wina.
Natura wstrząsa głową.
— Nie mogę przyjąć pańskich czeków; mnie płaci się mięśniami i nerwami. Za tę cenę dostarczę panu takiego apetytu, że kawałek zwykłego mięsa i szklanka ale’u wydadzą się panu stokroć smaczniejsze od obiadu, przyrządzonego przez najlepszego kucharza w Europie. Mogę nawet zapewnić, że kawał chleba z serem będzie dla pana wymarzonym kąskiem, ale musisz zapłacić moją monetą; pańskiej przyjąć nie mogę.
Potem wchodzi dyletant. Prosi o poczucie sztuki. Natura gotowa mu sprzedać i ten towar.
— Mogę ofiarować panu możność rozkoszowania się temi rzeczami, — odpowiada. — Muzyka będzie dla pana skrzydłami, które uniosą cię wysoko ponad troski i walki życia codziennego. Malarstwo da ci poznanie prawdy. Będziesz kroczył urwistemi szlakami literatury, jak po miękkich piaskach cichego strumyka.
— A jaka cena? — woła w zachwycie kupujący.
— Kosztuje to trochę drogo, — mówi natura. — Musisz pan żyć poprostu, wolny od ubiega-
Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.