Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Weszła matka Tutmasa i podrapała Tomowi nos, z czego jestem niezmiernie zadowolony. Wyrzuciłem całe towarzystwo na korytarz, gdzie kłócą się i biją do tej pory. Cały jestem umazany atramentem i w piekielnym humorze, a jeżeli dostanie mi się w ręce cośkolwiek z psiego, albo kociego rodzaju, to już niech lepiej odrazu przyprowadzi ze sobą swego przedsiębiorcę pogrzebowego.
W gruncie rzeczy jednak lubię niezmiernie psy i koty. Jakież to cudowne stworzenia!
Jako przyjaciele, stoją bez porównania wyżej od ludzi. Nie kłócą się i nie sprzeczają z nami. Nie opowiadają nigdy o sobie, ale słuchają, kiedy im mówisz o swojej osobie i udają, że rozmowa ta bardzo je zajmuje. Nie robią nigdy głupich uwag. Nie mówią nigdy przez stół miss Brown, że byli przekonani, że zajęta jest mister Johnes’em, (który żeni się właśnie z miss Robinson). Nie biorą nigdy kuzyna żony za jej męża i nie zdaje się im, że jesteś teściem swojej małżonki. Nie pytają też nigdy początkującego autora, w biurku którego leży czternaście tragedji, szesnaście komedji i siedm fars, dlaczego nie napisze czegoś dla teatru.
Nie mówią nigdy nieprzyjemnych rzeczy, nie wypominają ci swoich „wad dla twego własnego dobra jedynie“. Nie przypominają w najmniej odpowiednich chwilach o dawnych twych szaleństwach i błędach. Nie mówią sarkastycznie: „O, tak, wiadomo wszystkim, co potrafisz, gdy tylko zechcesz“. Nie twierdzą podobnie, jak nasze kochanki, że zrobiliśmy się bezporównania mniej sym-