Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
ARNO mówi obojętnie.

Nie widziałem jej nigdy. Od czasu, jak pan wyjechał na wojnę, — a przed mojem przybyciem to było, dwa lata już temu, — nie opuszcza podobno swojej komnaty, chyba idąc do kościoła, krytym gankiem w murze i z zasłoną na twarzy... Tak mi mówiono; ja nie widziałem jej jeszcze nigdy.

WALA po chwili — poważnie:

Dziwne tu rzeczy o niej powiadają. Podobno oczy ma jakieś uroczne i kto ją zobaczy, wnet rozum traci dla niej?

ARNO.

Nie wiem.

WALA.

Bywają takie oczy, bywają... Ja to wiem... Pono i kasztelan przez nią oszalał? Przywiózł ją skądś zdala, nieznaną nikomu i pojął za żonę... Jak jej to? Maruna?

ARNO.

Tak pono. Co mnie to obchodzi!

WALA do siebie:

Boże nas chroń od zarazy i sideł niewieścich!

ARNO.

Co mówisz?