Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/116

Ta strona została skorygowana.
MARUNA.

Czyś ty nie oszalał, chłopcze! Miodu ci snadź dano tam na dole i ty... Idź spać, dziecko, noc już.

Chce odejść.
HENO zatrzymuje ją.

Pani! Widzicie... mój ojciec... nie! — to jest — pan... Nie wychodźcie! — bo on tu będzie!

MARUNA.

Kto?

HENO.

Wasz mąż!

MARUNA zdziwiona — wyniośle:

Czyż nie wolno panu być, gdzie mu się podoba? Cóż tobie, sługo, do tego?

HENO.

Pani! Pani! — Chciejcie mnie zrozumieć... Ja was... tak kocham... O, Jezu!

MARUNA patrzy nań przez chwilę, wreszcie mimowoli uśmiecha się z lekkim smutkiem, sądząc, że to zazdrość chłopcu zmysły odebrała.