Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/124

Ta strona została skorygowana.
zamkniętemi oczyma i rękoma wyciągniętemi przed siebie. KUNO zapierając dech w piersiach patrzy; jedną dłoń wpił kurczowo w ramię Klucznika, drugą mimowoli wsparł na rękojeści mizerykordji. Tak jest pochłonięty zjawieniem się żony, że nie spostrzega nawet HENY, który wyszedł był z ukrycia i z zapartym tchem — bezradny patrzy na zjawisko. — MARUNA tymczasem, sunąc się jak cień, doszła do okna. Dłonie wyciągniętych rąk trafiają na zamek; odruchowo, sennie otwiera okno i staje na niem. Chwila jeszcze i niknie, wysunąwszy się na gzyms.
KUNO, który stał dotychczas nieporuszony, nagle wyrywa mieczyk i z okropnym krzykiem rzuca się ku oknu.
HENO spostrzegłszy pierwszy jego ruch, skacze przeciw niemu jak kot — z puginałem w dłoni.

Umrzyj!

Uderza, ale ostrze zesuwa się po szerokim skórzanym pasie rycerza.
KUNO nie zważając prawie, kto go zaczepił i co sam robi, uderza mieczykiem chłopca w pierś i wali trupem na ziemię. — Dopadł do okna — wychyla się:

Łuk mój!

Porywa łuk ze ściany, wychyla się ponownie i puszcza strzałę. Za oknem straszny bolesny krzyk MARUNY, któremu odpowiada okrzyk przerażenia z ust obcego RYCERZA.