Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

usty duszę z nich wypijałam! aż wreszcie — świętej postać przyjąwszy — uwiodłam serce głupiego rzeźbiarza — i stać teraz będę w ołtarzu — zwycięska, — i będę zbierać modły ludzkie, ażeby nie szły do nieba! — To moja wina! moja! moja wina! i mój grzech straszliwy!

ODŹWIERNY.

Uspokój się, bracie...

ARNO.

Ha! widzisz! śmiechem znów się krzywią lica...

ODŹWIERNY.

To wam się zdaje... płomień świec tylko się chwieje...

ARNO.

Drwi ze mnie, drwi, żem ja ją miał za anioła — i kochał... Znowu, patrz, znowu... Ha! —

Porywa z ziemi ułomek miecza, zostawiony przez rycerza obcego i rzuca się w głąb kościoła. Słychać głuche uderzenie i łomot spadającego drzewa.
ODŹWIERNY z przerażeniem:

Co robicie! O Jezu! Rozłupaliście posąg, już poświęcony! To świętokradztwo!