Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/188

Ta strona została skorygowana.
MARUNA
uśmiecha się przez sen, wstaje, wyciąga ręce.

Mój miły!
wołasz mnie... Idę... Za twemi ustami
tęskniłam długo...

Księżyc zaszedł w tej chwili. Maruna wstrzymuje się, rozwiera oczy, rozgląda się w koło jak nieprzytomna.

Sny... Znów sny mnie łudzą...

Wyciąga ręce do krzyża na ścianie:

O, Chryste, Chryste! zbaw mnie już od męki!

Gwałtownym ruchem rzuca się na kolana.

Za co się mścisz?
dlaczego prośby mej nie chcesz wysłuchać?
Chryste! Chryste!
Wszak jam nie winna, że mnie uwiódł księżyc,
wszak ja nie winna, że mnie miłość zwiodła
i kwiaty — pachnące...
lilije...
i że mu moje zjawienie tak piękne
było i czyste,
iż ze mnie jasną uczynił Maryję.
Matkę Twą, Chryste! —

Nie chciałam tego, ja nie chciałam, Panie,
— bo wiem, że ja grzesznica, —