Ta strona została skorygowana.
MARUNA.
I nie tkniesz ich nigdy! — rozumiesz?
ARNO z przygłuszonym, obłędnym śmiechem:
Dlaczegóż? — Przecie dusza moja i tak już potępiona — zapóźno ją ratować — ha, ha, ha! — więc zapłać-że mi chociaż rozkoszą za duszę moją utraconą...
MARUNA.
Ah!
ARNO obłędnie — jakby jej zwierzał tajemnicę:
Stało się, jak chciałaś... Przychodzę ci powiedzieć, że wszystko się stało... Tam w kościele — na urągowisko — stanął posąg Maryi z twojemi rysami, który ja! ja sam... A kiedy woda święcona zlała się na to drzewo, ja — na dopełnienie świętokradztwa... — Mieczem żelaznym ciąłem w skroń twoją — w jasną Maryi skroń! — tam na ołtarzu...
MARUNA.
Co?! Posąg...
ARNO.
Tak jest, niema go już... I czegóż ty więcej możesz jeszcze chcieć?
Śmieje się z cicha.