Ta strona została skorygowana.
ARNO powstaje i wyciąga ręce, aby ją objąć.
W tejże chwili poczynają zwolna bić klasztorne dzwony na jutrznię.
IJOLA
na pierwszy dźwięk dzwonów mieni się na twarzy; oczy jej przymykają się zwolna, rysy zastygają w jakiemś półbolesnem zachwyceniu, ręce bezwładnie opadają wzdłuż sztywnej postaci.
ARNO
widząc dokonywującą się tajemnicę, cofa się w tył niepewnym, chwiejnym krokiem, oszołomiony jeszcze miłością.
Księżyc, który przepłynął był tymczasem po sklepieniu niebieskiem, oświeca teraz lewą ścianę wnęku i ławę. Dzwony biją ciągle.
IJOLA
nie otwierając oczu, obraca się powoli twarzą do księżyca, — automatycznie wyciąga ręce, dotyka niemi ściany, następnie wspiera się o nią plecami, wstępuje na ławkę, z niej na okno i wychodzi, podobnie ja była przyszła, twarzą ku księżycowi zwrócona.
ARNO
patrzy przez chwilę za nią bez słowa i ruchu, nareszcie zatacza się, jak pijany, i pada w to samo miejsce, w którem zastało go było zjawisko.