Strona:Jerzy Andrzejewski - Ciemności kryją ziemię.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

milczysz. Ale i kłamstwem, i milczeniem strach się tylko tuczy. Potem wyżera w tobie wszystko, wszystkie myśli i uczucia. Wszystko cię zawodzi i na koniec jego tylko jesteś pewien. On jeden pozostaje wierny. Na nim jedynie możesz polegać, że nigdy cię nie opuści i nie zdradzi. W zamian możesz żyć i przyczyniać się do budowy Królestwa Bożego. To jest właśnie, jeśli chcesz wiedzieć, wszystko. A cóż ty, don Miguelu, zrobiłeś dla budowy Królestwa Bożego? Nic. Cóż więc wiesz? Także nic.
Don Miguel stał przy kominku bez ruchu, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Po chwili powiedział:
— Z tego, co mówicie, łatwo się domyślić, że nielekko jest wam żyć. Ale za szczerość należy się wam ona i z mojej strony. Niestety, nie potrafię wam współczuć.
Don Lorenzo spojrzał na niego z pogardą.
— Mimo wszystko nie przypuszczałem, don Miguelu, abyś był aż tak naiwny. Doprawdy sądzisz, że potrzeba mi twego współczucia? I na cóż mi ono? Z nas dwóch ty jeszcze na coś liczysz. Wyobrażasz sobie, że kiedy zajdzie tego konieczność, uda ci się przezwyciężyć strach. Zatem o całą swoją urojoną odwagę masz do stracenia więcej niż ja.
Lekki rumieniec pociemnił twarz don Miguela.
— Mam rozumieć wasze słowa jako ostrzeżenie? Jeśli takie były wasze intencje, niepotrzebnie zadaliście sobie ten trud. Wiem, co mnie czeka.
Don Lorenzo poczuł się nagle nieludzko zmęczony.
— Nic nie wiesz — rzekł cicho.
Raz jeszcze chciał powtórzyć: nic nie wiesz, gdy we drzwiach gwałtownie pchniętych stanął padre Diego w płaszczu podróżnym zarzuconym na ramiona.
— Don Lorenzo! — zawołał od progu — wiel-