Pisarz sądowy, Francisco Doz, człowieczek wątły i przygarbiony, o cienkiej szyi smutnego ptaka, znalazłszy się przed czcigodnym ojcem zaniemówił. Stał pobladły, usta mu drżały, a jego wypukłe, niebieskie oczy ścięte były strachem.
— Słucham cię, mój synu — rzekł padre Torquemada.
Tamten otworzył usta, jakby chciał zaczerpnąć powietrza.
— Pan Blasco de Silos istotnie nie mógł przybyć, dostojny ojcze — wymamrotał. — W ostatniej chwili ciężko zaniemógł.
I umilkł pod spojrzeniem Torquemady. Ten zwrócił się ku ojcom inkwizytorom.
— Cóż, wielebni bracia, pora nam udać się do kościoła. Podziękujmy Bogu za szczęśliwie odbytą podróż i pomódlmy się także za dusze heretyków i grzeszników, aby Najwyższy w swej niewyczerpanej dobroci dopomógł im do szczerego wyznania i wyrzeczenia się błędów.
— Amen — powiedział fray Gaspar Montijo.
— W Villa-Réal, czcigodny ojcze, szczególnie wiele, jak się wydaje, jest dusz dotkniętych ciężkimi schorzeniami — odezwał się padre de la Cuesta.
— Leczcie je zatem! — rzekł Torquemada wchodząc na stopnie kolegiaty. — Na cóż czekacie? Czyż nie jesteście lekarzami dusz?
Był już przy portalu, a bracia dominikanie, intonując wysokimi głosami Magnificat[1], poczęli wchodzić do kolegiaty, gdy na placu wszczął się zgiełk. Padre Torquemada zatrzymał się, śpiew ścichnął.
W dole jeździec na spienionym koniu, głośno krzycząc i gestykulując, z trudem torował sobie drogę poprzez tłum. Otoczony przez domowników Świętego
- ↑ Magnificat — kantyk śpiewany w czasie nieszporów. Nazwa pochodzi od jego pierwszego słowa w języku łacińskim: Magnificat anima mea Dominum — Wielbi dusza moja Pana