łał. Jakże jednak słusznie mówił mi niegdyś czcigodny ojciec, że nie ma w Kościele takich zaszczytów i dostojeństw, które by dorównać mogły twardym obowiązkom żołnierzy Świętej Inkwizycji.
Na to rzekł padre Diego:
— Czcigodny ojciec byłby głęboko i szczególnie radośnie poruszony słysząc słowa Waszej Eminencji. Sądzę też, że będę w zgodzie z jego intencjami, jeśli powiem, że Świętej Inkwizycji można służyć wszędzie, na każdym stanowisku, zarówno najbardziej niepozornym, jak wyniesionym najwyżej.
Pan biskup wciąż był zamyślony.
— Tak — powiedział wreszcie — różnymi drogami zdążają ludzie do jednego celu.
Na spotkanie ojca Diega, gdy powracał z refektarza, wybiegł młody braciszek imieniem Manuel. Był blady, z przestrachem w oczach, ręce mu drżały.
— Ojcze wielebny! — zawołał.
Padre Diego przystanął, poczuł w sercu chłód. Spytał nieswoim głosem:
— Umarł?
Fray Manuel potrząsnął głową.
— Cóż się więc stało?
— Ojcze wielebny, przysięgam, nie moja to wina. Czcigodny ojciec zbudził się, zadzwonił na mnie, kazał mi, abym mu pomógł podnieść się i ubrać...
Padre Diego przyśpieszył kroku.
— Nieszczęsny, uczyniłeś to?
Braciszek bezradnie rozłożył ręce.
— Jakże mogłem nie usłuchać?
Na progu celi stał doktor Garcia, również blady i wystraszony.
Strona:Jerzy Andrzejewski - Ciemności kryją ziemię.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.