rękę i kreśląc nad pochyloną głową znak błogosławieństwa powiedział:
— Ego te absolvo. In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti, amen[1].
Bezpośrednio po rozmowie z Wielkim Inkwizytorem don Rodrigo de Castro wrócił do celi, którą dzielił z młodziutkim don Lorenzem. Ten na widok wchodzącego zerwał się z łóżka.
— I co? — spytał niecierpliwie.
Don Rodrigo bez słowa podszedł do stołu, sięgnął po dzban z winem i jak człowiek spragniony począł łapczywie pić.
Don Lorenzo z niepokojem wpatrywał się w przyjaciela.
— Co się stało, Rodrigo?
— Nic.
— Miałeś przykrości?
Don Rodrigo hałaśliwie odstawił dzbanek.
— Słuchaj, Lorenzo, jesteś mi zawsze miły i takim, mam nadzieję, pozostaniesz, musisz jednak wiedzieć, że od dzisiaj przestałem być dla ciebie Rodrigiem.
Lorenzo zmieszał się.
— Nie rozumiem cię. Co to znaczy?
— Jestem twoim dowódcą, rozumiesz teraz?
— Ty? O, Rodrigo...
W pierwszym odruchu radości chciał się rzucić przyjacielowi w ramiona, lecz ten szorstko go odsunął.
— Przed chwilą czcigodny ojciec raczył mnie mianować kapitanem swoich domowników. Poczekaj, nie przerywaj. To jedno. I drugie: jesteś bardzo młody, Lorenzo, musisz się jednak szybko nauczyć, że żołnierz nie zadaje pytań, pamiętaj.
- ↑ Ego te absolvo. In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti, amen. (z łac.) — Ja ciebie rozgrzeszam. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen.