pierwszoplanowymi, te drugie bowiem działając — określają się i kształtują w działaniu. Przypomina mi się znakomite powiedzenie naszego dawnego znajomego właściciela mydlarni na Bielanach, Bieńka, który, gdy w czasie Powstania trudno było nieraz powziąć jakąś decyzję, mawiał: "Trzeba wyjść i zobaczyć, czy jest sytuacja, czy nie ma, a kiedy nie ma sytuacji, trzeba wyjść sytuacji na przeciw". Zauważyłem niejednokrotnie, że nawet najlepszy dialog, jeśli nie jest związany z określoną sytuacją i z sytuacji nie wynika, staje się sztuczny, zaprogramowany.
Więc zapamiętać, aby dla całej szóstki przyjaciół Raszewskiego i Panka /dla niektórych może z osobna/ wymyślić konkretne sytuacje. Choćby uboczne, peryferyjne, lecz sytuacje. Wykorzystać postacie już ukształtowane, gdy wiadomo, kto jest kto. W zetknięciu z taką postacią, z jej wypowiedziami i odruchami postać słabo jeszcze zarysowana musi z konieczności ujawnić własne cechy charakteru. Tylko ludzie o dużej samoświadomości potrafią rozszyfrować i rozumieć innych. Stąd pozorny paradoks: introwertycy w sposób bardziej czujny i chłonny aniżeli typy ekstrawertyków otwarci są na ludzi i świat.
Mimo nienajlepszego samopoczucia /dla odmiany znów po paru dniach śniegów i zimna wspaniała pogoda słoneczna, a temperatura podniosła się do 12 st./ cały ranek, od dziesiątej do drugiej, nad maszynopisem Miazgi, z wyobraźnią raczej leniwą i ospałą, zresztą na razie działając przy samym brzegu, więc dość powierzchownie wciągnięty w nurt fikcji, co sprawia, że bez żywszego zadowolenia, natomiast solidnie, jak mi się wydaje, wykonuję strona po stronie to, co już od tygodni zaplanowałem, świadomie sprowadzając pracę do drobnych poprawek stylistycznych oraz wynotowywania w Dzienniku scen i sytuacji brakujących, a także momentów merytorycznie wątpliwych. Skoro gnuśna wyobraźnia drzemie, trudno powiedzieć, co by zdziałała w stanie ożywionej pobudliwości. Nastroje skrajne nie towarzyszą zazwyczaj sprawności rzemieślniczej. Do tekstu, który na nowo odczytuję po kilku miesiącach, kiedy do niego nie zaglądałem, nie mam właściwie żadnego stosunku: ani mi się podoba ani nie niepodoba.
Jednak zbyt zaabsorbowany myśleniem o Miazdze, żebym się mógł zdecydować na którąś z współczesnych, czekających na przeczytanie książek. Ostatecznie sięgnąłem po Iliadę, którą chyba po raz pierwszy od czasów uniwersyteckich przeglądałem przed paroma dniami w związku z lekturą książki Margarete Riemschneider.
W pieśni XXI wspaniały opis rzezi, gdy Achilles, mszcząc śmierć Patroklesa, pustoszy szeregi Trojan. I przejmująca śmierć syna Priama, młodego Likaona. Nie dość rozwścieczonemu Achillesowi, że w okrutny sposób morduje bezbronnego i błagającego o litość młodzieńca, miecz topiąc w jego brzuchu, jeszcze do trupa wrzuconego w rzekę woła:
Leż pomiędzy rybami w wilgotnej krainie!
Niech piją krew bezpiecznie, która z rany płynie.
Nie złoży cię na marach matka rozkwilona,
Skamander do morskiego zaniesie cię łona,
Gdzie z czarnych wyskoczywszy wałów potwór wodny,
Twym ciałem, Likaonie, nasyci brzuch głodny.
Wszystko, co w oparciu o greckie mity stworzyła sztuka póź-