Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/122

Ta strona została przepisana.

prawie równocześnie: znów się, głupcze, łudzisz, znów się chcesz utopić w złudzeniach, w tej mętnej wodzie oczekiwania.
Mówi:
— I rachunek, panie Edku.
— Wszystko razem?
— Plus dużą soplicę. To na dzisiaj byłoby chyba wszystko.
I myśli: gdybym mógł wiedzieć, gdybym mógł wiedzieć tylko to jedno, to jedno jedyne, jaka jesteś naprawdę i co naprawdę myślisz, kiedy kłamiesz i mówisz prawdę.
— Zdrowie pańskiego syna, panie Edku. Może ma rację chłopak, że ucieka do lasu.
Na to Kubiak:
— Każdy człowiek, proszę pana, ma jakąś rację, tylko nie każda racja wychodzi na zdrowie.
Ale Nagórski nie ma ochoty podjąć tego zawiłego wątku, więc uregulowawszy rachunek wraca do stolika, a ponieważ chciał się tą pośpiesznie przy barze wypitą soplicą upić, czuje się pijany.
— Dobranoc — mówi.
Zaremba:
— Wychodzisz, stary?
— Wódkę zaraz wam pan Edek przyniesie. Bawcie się dobrze.
Natomiast Kuran, zaskoczony takim zwrotem w sytuacji, daremnie poszukuje kwestii, którą mógłby jeszcze raz "ustrzelić" Nagórskiego, chce powiedzieć: nawet ciemny kmiotek, jak kupi na jarmarku krowę, oblewa interes ze sprzedawcą, wydaje mu się jednak, że okazałby w ten sposób niezadowolenie, iż Nagórski ich opuszcza, mówi więc obojętnie:
— Kurwy by się jakieś przydały.
A Nagórski tak bardzo nie może /i nie chce/ swojej rozbudzonej po kilkutygodniowym znieczuleniu udręki opanować, iż odwołuje Ksawerego i pociąga go za sobą do hallu.
— Przepraszam cię, Ksawery, on się z nią naprawdę widział?
Sprzeczne uczucia Ksawerego: lubi Nagórskiego i bardzo go jako pisarza ceni, przy tym, sam niewolniczo podporządkowany kaprysom Marka, pojmuje udrękę Adama, czuje się z nią w pewien sposób solidarny, jednak równocześnie, umęczony ostatnimi dniami, a szczególnie dzisiejszym wieczorem, niepewny, czy Marek zechce wrócić do domu, przeklinając siebie, że w "Kameralnej" dał chłopcu jakieś większe pieniądze, nie może Adamowi darować zafundowanej nowej wódki.
— Tak mówił — stwierdza niechętnie.
— I co jeszcze mówił?
— Sam słyszałeś.
I po chwili:
— Po coś ty, Adam, tę wódkę zamawiał? On już pije od trzech dni, ma zupełnie dość, wiesz, jaki jest, kiedy wypije za dużo.
Nagórski przygląda się chwilę Ksaweremu, nie bardzo się orientując, o co mu chodzi. Wreszcie rozjaśnia mu się w głowie.
— Zabawne! — mówi — my właściwie nawet, kiedy nie jesteśmy sami, uprawiamy formę monologu, i ty, i ja. Ale przepraszam cię. Za mantis religiosa również.
Na to Ksawery, idąc za podszeptem urazy i niechęci:
— Na Syberii Zachodniej żyje maleńka mrówka, lisus flavus. Entomologów zdumiewało od dawna, w jaki sposób to malutkie stworzonko potrafi budować w ziemi rozległy system szerokich korytarzy, w których spędza całe życie. Dopiero niedawno odkryto, że sprytne mrówki poszukują dżdżownic, a gdy je znajdą, nieprzerwanym szczypaniem zmuszają do drążenia rozległych tu-