pokusa niedokończenia, wynikająca nie z niemożności skończenia, lecz z uświadomienia sobie, że w stosunku do materii skończenie dzieła jest także niedokończeniem, więc po co udawać? w imię czego sugerować i sobie samemu, i czytelnikom, iż kończąc utwór wedle obowiązujących prawideł artystycznych osiągam więcej niż prezentując go w kształcie nie wykończonej miazgi?
Przystępując przed dwoma miesiącami do pisania Dziennika nie przypuszczałem, że notatki i uwagi, podjęte w intencji uporządkowania tekstu Miazgi, aby przez to uporządkowanie doporowadzić go do wersji ostatecznie wykończonej, niebawem zachłannie w ów tekst wtargną stając się czymś w rodzaju konia trojańskiego, coraz natarczywiej rozbijającego mit wykończenia.
Ludzkość bardzo wiele zawdzięcza pięknu dzieł sztuki Czy za element oszustwa, oszustwa podniecającego a zarazem uspokajającego, który się w nich zawiera, też powinna być wdzięczna? Być może.
Ze Swetoniusza fragment o pytaniach Tyberiusza:
"Szczególnie zajmował się poznawaniem dziejów bajecznych, popadając nieraz w brednie i śmieszność. Oto na przykład filologom, którą to kategorię ludzi, jak już powyżej wspomniałem, szczególnie lubił, takie mniej więcej zadawał pytania: "Jak się zwała matka Hekuby? jakie miał imię Achilles, gdy przebywał wśród dziewcząt? jaką pieśń zwykły śpiewać syreny?"
Lektura opowiadań Flannery O’Connor: ich precyzyjnie wykalkulowane okrucieństwo bardziej zadziwia niż wstrząsa, a jeśli również niepokoi, to przede wszystkim na skutek rozbudzenia ciekawości, kim była ta przedwcześnie zmarła kobieta, uważana za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich. Zdaje się, że nie wyszła za mąż, mieszkała w rodzinnej posiadłości w Georgii, zmarła w czterdziestym roku życia, pozostawiając po sobie dwie powieści i dwa tomy opowiadań — to wszystko, co o niej wiem. Bardzo chciałbym wiedzieć coś więcej.
Ilekroć otwieram radio — ogarnia mnie podziw /trochę podszyty rozbawieniem/ dla sprawności naszych spikerów oraz komentatorów, a także i licznych prelegentów, którzy w sposób tak nieomylny potrafią upolitycznić swoje głosy, nasycając je w zależności od tematyki niebywale bogatą i subtelnie różnicowaną skalą zabarwień emocjonalnych. Ten sam np. głos, relacjonując sprawy dotyczące krajów socjalistycznych, brzmi łagodnie, pełen spokojnego liryzmu, jakby opowiadał grzecznym dzieciom piękną bajkę, w chwilę potem, przechodząc do tematyki związanej z imperializmem USA, odmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, staje się chłodny, ironiczny, zdolny również w momentach szczególnie godnych potępienia do akcentów surowego oburzenia. Opowiadano mi przed kilkoma laty, że pracownicy Radia, porozumiewając się między sobą, posiadają kilkanaście skrótowych określeń dla tych subtelności głosowych. Oczywiście, w zależności od zmian politycznych zmieniają się również głosy. Przez wiele lat akcenty o największym ładunku ironii i oburzenia przeznaczone były dla NRF. Od pewnego czasu, zgodnie z nową sytuacją polityczną, głosy mówiące o NRF wyzbyły się intonacji