muszą podtrzymywać i umacniać fikcję, zatracając powoli rozeznanie, co prawdą jest a co nią nie jest, obrośnięci fikcją, jak zwierzęta sierścią, samotni, prawie ponad ludzką miarę wytrzymałości samotni, tylko i wciąż pomiędzy sobą, na naradach, konferencjach, odprawach, akademiach, wiecach i przyjęciach zawsze tylko między sobą, porozumiewający się umownym językiem fikcji, przemawiający językiem fikcji i słuchający języka fikcji.
Odnoszę niejednokrotnie wrażenie, że ci z punktu widzenia elementarnego ludzkiego miłosierdzia ludzie nieszczęśni, podejmując szereg decyzji, zdają sobie sprawę, iż nic z tego dobrego wyniknąć nie może, jednak wbrew owej świadomości uchylić się przed decyzją nie mogą, ponieważ krok taki oznaczałby uszkodzenie fikcji, zwane w języku partyjnym rewizjonizmem. Zbliża się, dajmy na to rocznica leninowska. Można jej na największą miarę nie uczynić? Nie można. A jeśli nie można, trzeba uruchomić cały podległy aparat, aby sprostał zadaniu. I już w tym momencie decyzja zmienia się nieuchronnie w groźną lawinę. Po wszystkich szczeblach drabiny partyjno-rządowej muszą pójść okólniki i dyrektywy, w stan alarmu i pogotowia postawione zostają wszystkie stowarzyszenia, związki, organizacja, zakłady pracy, urzędy, instytucje, szkolnictwo, oczywiście w pierwszym rzędzie: prasa, radio i telewizja. Nic już działania tej maszyny nie może zahamować. A ponieważ w ustroju totalnym nie istnieje i istnieć nie może inna inspiracja ideologiczna aniżeli ta, która wynika z wierzchołka władzy — dyrektywy partyjne, przekazywane z góry na dół, zawierają w swych wskazówkach szczególnie intensywną siłę pobudzającą. Stan znużenia, wymieszany ze strachem i niepewnością oraz troską o byt i karierę, na podobieństwo kobiety starzejącej się bez mężczyzny, sprawia, iż bardzo wielu ludzi i to nie tylko z aparatu przyjmuje odgórny apel z gorliwością, która ma w sobie niekiedy coś z uczuć ulgi i wdzięczności. Znam osobiście wielu ludzi skądinąd wartościowych, którzy natarczywie marzą, aby ich władza chędożyła. Najinteligentniejsi spośród nich unikają przy podobnych sytuacjach słowa WŁADZA, zastępując je słowami HISTORIA LUB OJCZYZNA.
Jeśli o mnie chodzi, muszę wyznać, że w swoim czasie i przez kilka lat spałem z WŁADZĄ, nie z HISTORIĄ LUB OJCZYZNĄ, lecz właśnie z WŁADZĄ i w tym miłosnym związku było mi bardzo dobrze, czułem się zdrowo i szczęśliwie. Więcej: kto wie, czy romans z PARTIĄ nie był jedyną udaną miłością moim życiu. Że dobrze się nie rozstaliśmy, to fakt. Dalsze nasze stosunki też się kiepsko układały. A teraz wszystko to wygląda dość zakalcowato. Ale kiedyśmy się kochali! To znaczy, skromniej się wyrażając: kiedy ja się kochałem z niejaką wzajemnością. Właśnie! Czemu więc po czterech latach harmonijnego współżycia począłem odchodzić i romans zakończył się wreszcie gwałtownym zerwaniem?
Od dawna planowałem, że w III części Miazgi będzie o tych sprawach mówić Nagórski, kiedy to na skutek zerwania w ostatniej nieomal chwili małżeństwa Konrada Kellera z Moniką Panek — na obiedzie "ślubnym" u siebie w domu znajdzie się sam na sam z Haliną Ferens-Czaplicką. Lecz wciąż opory przed wejściem w tę III część.
Umarł Tadeusz Breza.