Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/36

Ta strona została przepisana.

chodzi mi do głowy, że z wielu względów zarówno obiektywnych, jak i subiektywnych lepiej by było, gdyby Nagórski jako pisarz nie był moim powtórzeniem, lecz moim przeciwieństwem, przezwyciężeniem samego siebie. Byłoby lepiej? Prawdopodobnie. Lecz, żeby było w tym sensie "lepiej" — nie stać mnie po prostu. Czy oznacza to, że zdając sobie sprawę z własnych niedostatków nie chciałbym być innym aniżeli jestem? Innym, więc z innymi brakami i innymi przymiotami? Lecz jakimi? Nie umiem odpowiedzieć precyzyjnie na to: jakimi? Rzeczywiście, odkąd sięgam pamięcią — nigdy nie pragnąłem być kimś innym aniżeli byłem, nawet w chwilach szczególnie natrętnego zmęczenia samym sobą i obrzydzeniem ku własnemu "ja". Nie, to było niemożliwością, abym ulepił Nagórskiemu inny model twórczości. Musiało być tak, jak jest.


Ukończywszy lekturę ostatniego opowiadania Nagórski wyrównuje starannie stronice maszynopisu, składa je do teczki, a tę chowa do biurka wyjmując równocześnie inną teczkę z tekstem zaczętej w ubiegłym tygodniu Mszy za poetę. Zanim się zabierze do lektury, telefon matki.
— Pamiętasz, że przed siódmą masz po mnie przyjechać?
— Oczywiście, mamo.
— Tylko się nie spóźnij.
— Dopiero dochodzi szósta.
— I uważaj, jak będziesz jechać, na pewno jest ślisko.
Nagórski spoglądając na zimowy krajobraz za oknem:
— Jak się czujesz?
— Doskonale!
— Pogoda okropna. Nie gniewaj się, ale czy to ma sens, żebyś wychodziła z domu na taką zawieję?
— A co mi się stanie? Nie jestem z cukru.
— Mógłbym ci przywieźć parę płyt Haliny.
Starsza pani po chwili milczenia:
— Dobrze, możesz nie przyjeżdżać, wolę zostać w domu niż ci przeszkadzać.
— Ależ, mamo, kto mówi o przeszkadzaniu?
— Wiem, że jestem starą kobietą i nie należy do przyjemności pokazywać się ze mną publicznie.
— Mamo — powiedział stanowczo — najdalej za trzy kwadranse jestem u ciebie. Mogę liczyć na filiżankę herbaty?
Znów chwila ciszy, po czym rozległ się głos z akcentem lekkiej obrazy/ starszej pani:
— Właśnie zaparzyłam świeżą herbatę.
Nagórski już nie wraca do Mszy za poetę. Wprawdzie Maria Nagórska mieszka na Krakowskim Przedmieściu, zaraz za Miodową, więc po drodze do Filharmoni, lecz przed wyjazdem Nagórski musi się ogolić i przebrać.

Na godzinę przed koncertem symfonicznym Witold Otocki opuścił gmach Komitetu Centralnego, a ponieważ poczuł głód — kazał kierowcy podjechać na Foksal, do "Kameralnej".
Otocki był w znakomitym humorze. Od przeszło miesiąca bez skutku się dobijał, aby Stefan Raszewski zechciał go przyjąć, kilkakrotnie wyznaczane spotkania były w ostatnich nieomal chwilach przez sekretarkę Raszewskiego odwoływane. Otocki gryzł się tym i niepokoił, nie miał bowiem pewności, czy przyczyną owych komplikacji był rzeczywiście brak czasu, czy też rozliczne obo-