— To zdrowie wuja.
— Dziękuję. No, na mnie już czas, muszę zmykać. Trzymaj się!
— Cześć, wuju. Ucałowanie rączek dla cioci.
Gdy Otocki podjechał na Smolną do "Sygnałów", okazało się, że partyjne zebranie jeszcze się nie skończyło. Jola Otocka, wywołana na korytarz, oświadcza, iż postara się przyjechać na drugą część koncertu, na razie, jako członek egzekutywy, nie może zebrania opuścić, ponieważ trwa dyskusja w sprawie usunięcia z Partii jednej z redaktorek, oskarżonej o rozpowszechnianie poglądów syjonistycznych i antypatriotycznych. Wprawdzie usunięcie owej pracowniczki zostało już zdecydowane przez Komitet Miejski, lecz dyrektywie tej towarzyszyło zalecenie, aby w dyskusji nad tym punktem porządku dziennego wzięła udział możliwie największa ilość członków POP’u, stąd przedłużenie się dyskusji. Otocki krótko referuje żonie przebieg rozmowy z Raszewskiem i już przy wyjściu, jakby mimochodem, pyta Jolę, czy nie obiła się jej o uszy taka głupia plotka o zmianie nazwy Teatru Stołecznego. Otocka śmieje się. Teatr KaKa? Oczywiście! wszyscy to zabawne powiedzonko znają.
— Zabawne? — mówi Otocki z akcentem goryczy — tobie się to wydaje zabawne?
— Bardzo! — odpowiada Otocka — a biorąc pod uwagę twój silny, męski charakter nawet prawdziwe.
Na to Otocki:
— Ach tak? Tak sądzisz?
— Owszem, tak sądzę. Uważasz, że się mylę?
Ta nieprzyjemna rozmowa rozwiewa ostatecznie wahania Otockiego. Dyrektor Teatru Stołecznego, głęboko dotknięty, w miłości własnej, postanawia zadziałać i to natychmiast. Skoro więc przybędzie do Filharmonii na kwadrans przed rozpoczęciem koncertu i w rozległym hallu na dole, już pełnym ludzi, dostrzeże Eryka Wanerta, natychmiast do niego podejdzie.
— Cześć, stary! mam dla ciebie dobre wiadomości, w poniedziałek możesz zaczynać próby Mackbetha. Raszewski bardzo życzliwie się ustosunkował do twojej koncepcji, właśnie od niego wracam.
Wanert zwięźle:
— Cieszę się. Chciałbym zrobić dobre przedstawienie.
— Zrobisz! Jest tylko jedno "ale".
— Raszewskiego?
— Nie, moje. To, oczywiście, nie jest warunek, tylko sugestia. Otóż, stary, po rozmowie z Raszewskim jeszcze raz sobie przemyślałem całą sprawę, twoja koncepcja jest nowa i twórcza, ale właśnie dlatego, że taka jest, doszedłem do przekonania, że z tej historii należy bezwzględnie wyeliminować Monikę. Mówmy otwarcie, ty wiesz dobrze, jakie ona ma możliwości, ja też wiem, co się będziemy obcyndalać? cudów nie ma, położyłaby spektakl.
Eryk Wanert:
— Zdaje się, że to nie ja upierałem się przy Monice? Twierdziłeś...
— Masz rację, mój błąd, przyznaję. Dlatego chcę to naprawić.
— Obawiam się, trochę za późno.
— To już mnie zostaw.
— Wszyscy wiedzą, że Monika ma grać.
— Więc się dowiedzą, że grać nie będzie, dość już się na-
Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/42
Ta strona została skorygowana.