grała w tym sezonie. Dopóki ja jestem dyrektorem, Teatr Stołeczny nie jest i nie będzie teatrem KaKa.
— Już do ciebie doszło?
— Co byś powiedział na Beatkę Konarską?
— Mnie odpowiada, świetna dziewczyna. Proponowałem ją w swoim czasie.
— W takim razie załatwione! Ja Beatkę sam zawiadomię. Pojęcia nie masz, stary, jak się cieszę, kamień mi spadł z serca. Ale to na razie między nami, dobrze?
— A Konrad? Ze względu na niego nieprzyjemna sytuacja.
— Pozornie. Ty, stary, nie doceniasz Konrada. On jest przede wszystkim wielki aktor.
— Wiem, ale...
— Po sobie nie pokaże, ale zaręczam ci, że kiedy się dowie, że Monika nie będzie jego partnerką, w głębi ducha będzie zadowolony, on dobrze wie, jaka z niej aktorka. Ale uwaga, o wilku mowa...
Bo akurat w tej chwili, dość nieoczekiwanie wyłoniwszy się z zagęszczającego się wokół tłumu, podejdą Monika i Konrad. Otocki, który nie zdążył ustalić, kiedy i w jaki sposób powiadomi Monikę o powziętej decyzji /przed ślubem, czy po?/, na widok tej pary, wyniesionej przez złośliwą plotkę na uzurpatorskie i suwerenne wyżyny, zdecyduje się natychmiast.
— Jak się macie — mówi, witając się serdecznie — świetnie, że cię widzę, Moniko, zadzwoń do mnie jutro rano do teatru, tak koło dziesiątej, mam do ciebie jedną sprawę.
Monika trochę zdziwiona:
— Jutro?
— Rozumiem, będziesz zajęta, możesz zapomnieć. Ja do ciebie zadzwonię.
— Nie możesz powiedzieć teraz?
— Chodźmy na salę, już dzwonią.
Eryk Wanert, aby nie okazać wewnętrznego zmieszania, do Kellera:
— Jak się czuje Prometeusz?
KONRAD: Na ogół nieźle, choć, jeśli mam być szczery, to nagość tego osobnika, ponieważ, niestety, ma być nagością moją, wciąż mi trochę zawadza.
MONIKA: Jak na jutrzejszego oblubieńca nie jestem pewna, czy to wyznanie jest specjalnie dowcipne.
KONRAD: W każdym razie mało boskie, to przyznaję.
WANERT: Nic się nie martw, zaręczam ci, że na ekranach będziesz wyglądał właśnie tak, jak bóg wyglądać powinien.
MONIKA: Bóg zdegradowany!
KONRAD: Dziękuję, kochanie. Ta świadomość będzie mi bardzo pomocna, muszę jednak pamiętać, że na tym etapie degradacji moje ciało musi pozostać boskie, a więc doskonałe.
WANERT: Na dużych zbliżeniach będzie boskie.
KONRAD: Nie jest wykluczone, zresztą niech się operator martwi. Zawsze mi się wydaje, że zostałem aktorem przede wszystkim dlatego, iż zabrakło mi tupetu i fantazji, aby się stać hochsztaplerem — — — — — —
Monika Panek i Konrad Keller, gdy są na schodach:
MONIKA: Konrad?
KONRAD: Tak?
MONIKA: Jaką on może mieć do mnie sprawę?
KONRAD: /raz po raz kłaniając się i odkłaniając/ Kto?
MONIKA: Otocki.
Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/43
Ta strona została skorygowana.