Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/48

Ta strona została przepisana.

O dziewiątej wieczorem, w mieszkaniu Stefana Raszewskiego /Raszewski zajmuje połowę bliźniaczej willi na Dolnym Mokotowie/ a ściślej: w jego obszernym gabinecie na wysokim poddaszu, zbiera się kilku przyjaciół: Antoni Formiński, prezes Komitetu do Spraw Radia i Telewizji, Józef Halicki, sekretarz KC, Kazimierz Jaśko, redaktor Panoramy Tygodnia, Wojciech Konopka, pisarz, Marian Krystek, sekretarz KM w Warszawie, Leopold Panek oraz pułkownik Władysław Pasieka z MSW. Żadnej kolacji. Koleżeńskie wieczory u Raszewskiego mają już swoją tradycję: czysta wyborowa, sucha kiełbasa, podwędzona słonina i boczek, kiszone ogórki, chleb, piwo, to wszystko.
— Towarzysze! — mówi Raszewski — porządek dzienny dzisiejszego zebrania przewiduje trzy punkty. Punkt pierwszy: zagajenie, drugi: część artystyczna, trzeci: dyskusja oraz wolne wnioski. Kto chce zabrać głos w sprawie porządku dziennego? Nikt Słusznie. Wobec tego uważam porządek dzienny za przyjęty przez aklamację i przystępuję do punktu pierwszego, czyli zagajenia. Otóż w pierwszych słowach zagajenia muszę wam, chłopcy, powiedzieć, że jesteście dupy!
Ogólne zainteresowanie i rozbawienie. A Raszewski:
— Nie ma się z czego śmiać, towarzysze. Dupy jesteście. A dlaczego jesteście dupy? Bo nikt z was nie wysunął demokratycznego wniosku, że jak jest zebranie, to należy wybrać przewodniczącego.
Ryk śmiechu. Raszewski:
— Dziękuję, towarzysze. Uważam, że wybór przewodniczącego został dokonany przez aklamację.
PUŁKOWNIK PASIEKA. Stefan, wódka się zagrzewa!
RASZEWSKI. Alkohol jest przewidziany w trzecim punkcie zebrania, dyskusja oraz wolne wnioski.
PUŁKOWNIK PASIEKA. To zmień porządek.
RASZEWSKI. Poddaję wniosek towarzysza Pasieki pod głosowanie.
Wszyscy podnoszą ręce, Pułkownik Pasieka oraz Konopka obie naraz.
RASZEWSKI. Uważam wniosek towarzysza Pasieki za uchwalony. Wojtek, ty jesteś najmłodszy.
KONOPKA. Rozkaz, towarzyszu generale!
Po zadziwiająco szybkim i zręcznym rozlaniu wódki przez ociężałego zazwyczaj Konopkę Raszewski podnosi kieliszek:
— No to chlup w ten głupi dziób!
KONOPKA. Gdyby nie gorzoła, byłaby stodoła.
HALICKI. Najlepsza zagrycha, słonina i kiszony ogórek.
PREZES FORMIŃSKI. Mnie się zaraz bimber przypomina.
KONOPKA. Dobry bimber nie jest zły.
PREZES FORMIŃSKI. Pamiętasz, Stefan, bimber w takiej jednej leśniczówce koło Biłgoraja, cholera, zapomniałem, jak się nazywała, spiliśmy się na trupa...
RASZEWSKI. Zarepetuj, Wojtek.
KONOPKA. Wedle rozkazu.
RASZEWSKI /po chwili/. Znaczy zagajenie, towarzysze, mamy z głowy i przystępujemy do części artystycznej. Poważnie teraz mówię, chłopcy. Chcę, żebyście przesłuchali jedną płytę. Nie bójcie się, żadnych przemówień, same stare rewolucyjne pieśni, nasze partyzanckie i takie, wiecie, różne, te nowe. To jest, wiecie, płyta na razie wzorcowa, na Zjazd Partii, trzecia z kolei, kurwa jego mać! Kłopoty były różne. Najpierw była koncepcja, nawet słuszna, żeby nagrać i pieśni i żywe słowo, ale wiecie, jak