Na to Halina:
— Ależ byłam, drogi panie Andrzeju, rano też byłam sobą.
W tym momencie podchodzi Aimo Immonen, szczery zachwyt i podziw, a nawet coś w rodzaju wzruszenia rozpromienia jego twarz. Całując Halinę w rękę mówi półgłosem:
— Wasn’t I right saying a miracle was going to happen?
Maria Nagórska obawiając się nadmiernego tłoku, woli na czas przerwy pozostać na sali, jednak nie chce, aby syn się poświęcał, więc Nagórski, rzeczywiście spragniony papierosa oraz rozprostowania kolan, korzysta z tego przyzwolenia i schodzi do hallu. Zatem starsza pani pozostaje na prawie pustej sali sama, mimo pewnego znużenia muzycznym zgiełkiem siedzi w swoim fotelu wyprostowana, lecz że powieki jej ciążą, a poza tym razi zbyt ostry blask świateł, siedzi przymknąwszy oczy, więc jakby w półmroku, z twarzą rozluźnioną, co upodabnia ją cokolwiek do drzemiącej sowy, mile ogarnięta ściszonymi odgłosami pogwaru dobiegającego spoza sali, i być może kruchy półsen by ją na moment zmorzył, gdyby nagle nie ogarnął jej niepokój, czy Gienia Kordysówna /rocznik 1900/, towarzyszka lat ostatnich, spełniająca rozliczne obowiązki damy do towarzystwa, pielęgniarki oraz pomocy domowej, niegdyś wieloletnia krawcowa w "Rozalindzie", dogadzając swym lękom, kiedy sama zostaje w mieszkaniu, nie zapaliła wszystkich świateł, łącznie z dwiema stuświecowymi żarówkami w łazience. Wizja tarczy, wirującej w liczniku z zawrotną szybkością i złośliwie przemieniającej swoje obroty w złotówki, natychmiast się kojarzy starszej pani z podejrzeniem, że herbata, świeżo przed koncertem dla Adama zaparzona, została przez niepoprawnie lekkomyślną Gienię wyrzucona do kubła, a los konserwowej szynki, spoczywającej w lodówce, w związku z wiadomym starczym łakomstwem Gieni też się wydaje starszej pani bardzo wątpliwy. Wszystkie te zagrożenia, już spełnione, albo właśnie się spełniające w mieszkaniu przy Krakowskim Przedmieściu, sprawiają, że starsza pani, całkowicie wytrzeźwiona, poczyna się poważnie zastanawiać, czy ze względu na tak się komplikujące okoliczności, nie powinna natychmiast powrócić do domu i już się chce w pewnym momencie podnieść, gdy zdaje sobie sprawę, na jak wiele komplikacji ta decyzja jest narażona: numerek od szatni ma Adam, musiałaby go zatem odszukać, co już nastręczało moc trudności, a gdyby się to nawet udało, nie mogąc podać przyczyn prawdziwych, musiałaby kłamać, że źle się czuje, wówczas Adam, jak go zna, nie z ochoty, lecz z niemiłego mu obowiązku z pewnością by się uparł, żeby ją odwieźć i nie omieszkałby przy okazji mentorsko, jak do dziecka zrzędzić, że miał słuszność doradzając, aby pozostała w domu, zatem wobec podobnie nieuniknionych inwigilacji i pouczeń rezygnuje ze swego zamiaru, jednak już sobie nie zezwala na stan kojącego rozluźnienia, oczy mimo jaskrawego światła ma czujnie otwarte, domowe spustoszenia, poczynione przez Gienię, przestają ją interesować, natomiast niechęć do znakomitego syna ją wypełnia i wnet ta niechęć zwraca się również ku Halinie Czaplickiej, miałam rację — myśli — że nigdy nie czułam sympatii do jej matki, zawsze była nieprzyjemna dziewczyna, skryta, nachmurzona i spode łba patrząca — — — — — — —
W czasie przerwy Monika Panek daremnie usiłuje odszukać Otockiego. Ze swego miejsca na parterze widziała, że siedzi w balkonowej loży rządowej obok wiceministra, teraz jednak w za-
Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/52
Ta strona została przepisana.