Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

krótkich palcach i krótko przyciętych paznokciach, nieco rozpłaszczonej od gry na fortepianie, sprawia, że delikatnie jej dotyka.
— Magda — mówi cicho — nie bądź taka, proszę cię.
Magda gwałtownie rękę cofa.
— Przestań, bo się rozpłaczę.
Dłuższą chwilę siedzą w milczeniu, wreszcie Magda kładzie rękę na dłoni Antka.
— Przepraszam cię.
— Miałaś jakąś przykrość?
Magda potwierdza skinieniem głowy.
— Na uczelni?
Znów tylko ruchem głowy zaprzecza.
— Więc co? Dlaczego nie chcesz powiedzieć? Magda!
Magda siedzi z głową pochyloną, lekko przygryzając górną wargę, jakby się rzeczywiście bała, że się rozpłacze. Wreszcie mówi:
— Ojciec wyjeżdża.
W pierwszej chwili nie zrozumiał.
— Jak to wyjeżdża?
— Wyjeżdża. Mam ci tłumaczyć, co to znaczy?
Antek po chwili:
— A Opera?
— Zrezygnował.
Antek dłuższą chwilę siedzi bez ruchu. Potem pyta:
— A ty?
— Co ja?
— Też chcesz wyjechać?
— Nie wiem, Ancik, nic nie wiem, to wszystko jest takie okropne — — — — — — —

Adam Nagórski wraca na salę z Pawłem Jackowskim, jeszcze w przejściu zamienia kilka słów z profesorem Wnukiem, na swoje miejsce wraca tuż przed rozpoczęciem drugiej części koncertu, a ponieważ wciąż jest pod wrażeniem niedawnej rozmowy, nie zauważa obrazy malującej się na twarzy matki, czym z kolei starsza pani czuje się dotknięta, chcąc zatem natychmiast syna ukarać, otwiera z ostentacyjnym hałasem torebkę i odszukuje w niej miętowego cukierka, aby wyłuskiwaniem go z szeleszczącego papierka zirytować uczulonego na podobne manipulacje Adama, jednak te jej zabiegi giną wśród braw witających ponowne ukazanie się na estradzie Haliny Ferens-Czaplickiej — — — — — — — —
Podobnie jak w części pierwszej, Nagórskiemu nadal słucha się źle, w ostatnich czasach odwykł od koncertów publicznych, lecz teraz, kiedy Halina zaczęła śpiewać czwartą Pieśń Wędrowca, ową skargę miłosną: "Błękitne oczy mojej najdroższej, które wysłały mnie w daleki świat" /Die zwei blauen Augen von meinem Schatz, Die haben mich in die weite Welt geschickt/ — więc, gdy głos Haliny w sposób szczególnie przejmujący wzniósł się w samotnym szepcie ponad przyciszony akompaniament orkiestry, wyniknęło w nim wspomnienie Nike, prawie bezosobowe, bo bezkształtne i bezgłośne, nie związane z jakąkolwiek sytuacją, musiał się przez moment skupić, aby wśród minionych dni i nocy, głosem Haliny, jak smugą światła w ciemnościach prowadzony, wyszukać cielesnej formy dla tej zjawy, szukał jej po omacku, wciąż przy miłosnej skardze Haliny-Wędrowca, potykając się o niewykończone, zbyt słabo lub tylko fragmentarycznie wywołane strzępy, cień uśmiechu, cień ramion, cień przymkniętych powiek, cień szeptu, cień oddechu, echo zanikające, aż wreszcie, gdy skuszony ciekawością sprawdzania me-