Pierwiastek brutalny jest w głębi, a nie na powierzchni.
Na to Zaremba:
— Dziękuję, ta przynęta już nie chwyci. Dwa razy robiłem rewolucję, przepraszam, mam dość. Nie jestem wieża, ani król czy królewna, laufer też nie jestem. Pionek, rozumiesz? To kogo mam atakować, jaką kurewską całość? Sondą też nie jestem, żeby macać głębokości. Aktor jestem!
— Ona ma dzisiaj nocny dyżur — mówi Wnuk — i powiedziała, że możesz dzwonić o każdej porze.
Pochmurno, ale 18 st., zielonawa mgiełka poczyna się już zawiązywać wśród drzew parku po drugiej stronie alei Świerczewskiego. Wysłałem dzisiaj list do prof. Waltera Davy, naczelnego reżysera austriackiej telewizji z prośbą, abym otrzymał oficjalne zaproszenie na przyjazd do Wiednia w drugiej połowie sierpnia w związku z jesienną premierą Ciemności kryją ziemię w wiedeńskiej telewizji.
Bankiet w hotelu Europejskim wydany dla Haliny Ferens-Czaplickiej przez Związek Kompozytorów Polskich. Koszmar z tym przeklętym bankietem! To wieczorne po koncercie przyjęcie dla Haliny Ferens-Czaplickiej wlecze się za mną od wielu lat tym cięższe, że niezmiennie puste. Kogo i co upchać w ten worek? Kłopot w tym, że w podobnej kolacji musi brać udział co najmniej ze dwadzieścia osób /powiedzmy: około piętnastu/, a ze znanych są tylko: Halina, Adam Nagórski, Aimo Immonen, dyrygent /trochę kłopotliwy, bo autentyczny Andrzej Markowski/, może na osobiste życzenie Haliny prof. Kazimierz Wnuk. To wszyscy. A reszta? Aha! Jeszcze Witold Kalecki, kompozytor i kolekcjoner starych zegarów i pozytywek oraz grających szaf, o tyle tutaj użyteczny, ponieważ dzięki niemu Adam Nagórski poznał przed kilkoma laty Nike, późnym wieczorem lipcowym na Nowym Świecie. Już od dawna było zaplanowane, że na bankiecie Kalecki, orientując się doskonale, zresztą jak wszyscy, w związku Nagórskiego z Nike, lecz nic o ich ostatnim, niedawnym rozstaniu nie wiedząc, podejdzie do Nagórskiego i zapyta o Nike. To potrzebne, aby motyw Nike kilkakrotnie w ciągu tego długiego piątkowego wieczoru powracał. Lecz na miłość boską, krótka rozmowa Nagórskiego z Kaleckim nie robi jeszcze bankietu, który musi trwać co najmniej ze dwie godziny. Aimo? Wszystko już wiadomo! Nie dłużej niż godzinę nienagannie wychowany i ożywiony towarzysko /przy kim siedzi?/, lecz zgodnie z rytuałem obowiązującym przy koncertowych nabożeństwach wielkiej śpiewaczki przesyłający jej z oddalenia czułe, choć dyskretne spojrzenia i uśmiechy — potem zacznie się od swej kochanki i protektorki oddalać, coraz bardziej niespokojny i nieuważny, aż wreszcie zniknie jej z oczu i na długie godziny gdzieś się zagubi /na dole, w barze?/, wśród spraw nigdy do końca nie wyjaśnionych, a wiadomych tylko jemu.
Cóż zatem zostaje? Prawie na pewno dłuższa rozmowa Haliny Ferens z prof. Wnukiem, oczywiście o Krzysztofie Czaplickim. Może się do takiej rozmowy przyłączyć Adam Nagórski, odpowiedni moment /bo już po alkoholu, przed bankietem przecież wypił w barze dwa harcerzyki/ dla jego wynurzeń na temat Krzysztofa. Muszę koniecznie sprawdzić tekst już przejrzany, wydaje mi się bowiem, że w pewnym miejscu Halina Ferens-Czaplicka została naz-