ci? A poza tym czymże jest cała moja twórczość wobec zniszczeń i cierpień, które drążą świat? Moje nadzieje kiełkowały we mnie i wzrastały za cenę swoistego egoizmu i zapomnienia. Wszystko przecież, o czym mówi się teraz, że ofiarowywałem ludziom, przeznaczone było w istocie tylko dla mnie. Pisarstwo było zawsze moją sprawą ściśle prywatną, jakże więc mam się zachować teraz, kiedy tak wielką odpowiedzialnością zostałem obarczony? Może porzucić godności, a wraz z nimi ciężki i dręczący bagaż niepokoju? Lecz czy jest to możliwe? Oto zgłaszają się Furie ze swoim bezwzględnym "Nie!". Nie ma powrotu w krainę niewinności, odwrót jest odcięty. Jeżeli całe życie czarowało się innych, oszukiwało się ich, mamiło słowami i iluzjami, jeżeli nawet robiło się to na pół świadomie, lecz jeśli ludzie iluzjom zawierzyli i stały się one dla nich nadzieją i podporą — nie można uciec teraz, usprawiedliwiając się brakiem siły potrzebnej do dźwigania konsekwencji magicznej działalności.
Dlatego też Hermann Euler czuje się bezradny i zagubiony, dlatego przekłada spontaniczność, urodę i wdzięk Laurine nad sławę i zaszczyty. Dlatego wreszcie, widząc prawdziwe przyczyny, dla których ludzie wyróżniają go, czy choćby zwracają nań uwagę, a więc snobizm lub żądzę sensacji, rozumie swoją bezsilność pisarza. Cóż mu więc pozostaje? Radość, jakiej się przez całe życie spodziewał po najwyższej z możliwych form potwierdzenia jego pracy, okazała się kolejnym i jakby ostatecznym już rozczarowaniem. Miłość zaś? Niestety kochać go już nie można — można najwyżej podziwiać, ale i o podziwie tym nie wiadomo, czy wywołuje go sama osoba, czy też jedynie literacki wizerunek, ów czarująco-uwodzący autoportret. Owszem, warto zbliżyć się do osoby, ale o tyle tylko, o ile kontakty z nią mogą przynieść jakiś okruch ewentualnej nieśmiertelności. Wywyższony zostaje więc zupełnie sam, a wierności dochowuje mu jedynie przeszłość, szczególnie młodość, kiedy to właśnie żył w świecie urojeń i marzeń, gdy rozpierała go nadzieja przyszłości i mógł jeszcze wierzyć w piękno chwili wielkiego zwycięstwa.
Czym była Nagroda Nobla dla Nagórskiego? Czy rzeczywiście zwierzył się on w opowiadaniu z opisanego powyżej doświadczenia? Czy też próbował je sobie wyobrazić, przewidzieć — na podstawie przeczuć? Sądzę, że Nagórski umyślnie miesza tu dwa przeżycia: dojrzałą wiedzę o rozczarowaniu i klęsce z wciąż młodzieńczym /niedojrzałym/ marzeniem o takiej sytuacji, gdy będzie mógł ma oczach całego świata pozostać sam ze sobą i odegrać ostatnią /boską?/ scenę dramatu — gest pożegnania ze sztuką. Stawszy się kimś ponad własną miarę — wciąż i na nowo czuć się nikim, posiadłszy wszystko — wszystko odrzucić. Sprawy takie zdają się wciąż absorbować jego myśli, a typowe wątpienie, że nigdy nie stanie się to jego udziałem, powołuje do życia utwór literacki, w którym może siebie w takiej sytuacji umieścić.
Flaubert w jednym z listów do Luizy Colet pisze o Szekspirze: "To był nie człowiek, lecz kontynent — mieścili się tam wielcy ludzie, całe tłumy, pejzaże..." Określenie to kojarzy się z postacią Leonarda da Vinci — człowieka, którego natura obdarzyła z niepohamowaną wprost hojnością. Nic więc dziwnego, że geniuszem tym Nagórski interesował się od dawna, a wreszcie ośmielił się uczynić go bohaterem swego utworu. Była to bowiem postać, która jak żadna inna, nosiła w sobie piętno boskości.
Autor Natchnienia świata od dawna myślał o utworze poświęconym Leonardowi. W roku 1958, w listopadowym numerze Miesię-
Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/83
Ta strona została przepisana.