Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/67

Ta strona została przepisana.

BEATA: Dziękuję pani bardzo.
MONIKA /po chwili/: Beatka?
BEATA: Przepraszam, kochana, że zabieram ci czas, ale doszłam do przekonania, że koniecznie muszę do ciebie zadzwonić.
MONIKA: Słucham cię.
BEATA: Tylko się ze mnie nie śmiej, błagam cię. Wczoraj wieczorem coś mnie takiego napadło, że zaczęłam robić, tylko się nie śmiej, proszę cię, zaczęłam robić coś w rodzaju rachunku sumienia, to było dla mnie bardzo przykre, musiałam stwierdzić, że mam niedobry, zły charakter, a w stosunku do ciebie nie jestem w porządku.
MONIKA: Ty, Beatko? Czy nie przesadzasz?
BEATA: Wcale nie przesadzam! Byłam wobec ciebie bardzo, ale to bardzo nie w porządku. A ponieważ dzisiaj jest twój ślub, pomyślałam sobie, że powinnam się w jakiś sposób przed tobą oczyścić i wyznać ci swoje grzeszki.
MONIKA /lekko/: Mam nadzieję, że nie będzie to wyznanie, iż romansowałaś z Konradem.
BEATA: Ach, nie! skąd! Przede wszystkim nie lubię w łóżku starszych panów, a poza tym... nie, nie! Moje winy wobec ciebie nie mają nic wspólnego z tymi rzeczami. Wprost przeciwnie. Ja ci okropnie zazdrościłam, tak okropnie, że chwilami cię nienawidziłam.
MONIKA: Zdumiewasz mnie, Beatko.
BEATA: No, widzisz! Będziesz mną teraz pogardzać.
MONIKA: Ależ, Beatko. Trochę dziwna jesteś.
BEATA: Wcale nie dziwna. Jestem zła.
MONIKA: Czegoż ty mnie mogłaś zazdrościć? Jesteś młodziutka, śliczna, utalentowana, masz wszystko przed sobą...
BEATA: A jednak ci zazdrościłam, widzisz, jaka jestem wstrętna, podła. Cholernie ci zazdrościłam. Zazdrościłam ci, bo chodziły, pewnie słyszałaś, takie plotki, że masz grać lady Mackbeth. A ja tak marzyłam o tej roli! Rozumiesz mnie teraz? Jestem szczera, powinnaś mi wybaczyć moje obrzydliwe myśli.
MONIKA /po chwili/: Przyznam się, że nie bardzo cię, Beato, rozumiem. Powiedziałaś: plotki. Jakie plotki? Nic mi o żadnych plotkach nie wiadomo. Plotki? Niesłychanie w takim razie dowcipne plotki! Bardzo mi przykro, Beato, ze względu na ciebie i twój rodzaj uczuć, ale ja gram lady Mackbeth, to nie są plotki, w poniedziałek zaczynamy próby.
BEATA /biednie i pokornie:/ Waśnie, pan dyrektor Otocki też mi to powiedział.
MONIK:A Dał ci rolę? No, widzisz! To bardzo ładnie z jego strony. Nie powinnaś się, Beatko, czuć pokrzywdzona, jesteś jeszcze taka młoda, tyle się jeszcze w życiu nagrasz! Kogo masz grać? Lady Macduff? A może jedną z wiedźm, to by było w stylu Eryka.
BEATA /tym samym głosem/: Nie, lady Mackbeth.
MONIKA /po chwili/: Przepraszam cię, moja Beatko, wiem, że jesteś dowcipna, ale w tym wypadku, niestety, twoje żarty nie wydają mi się w najlepszym gatunku. Nie rozumiem doprawdy...
BEATA: Ależ ja nie żartuję. Dlaczego na mnie krzyczysz?
MONIKA: Nie żartujesz? Więc co to wszystko znaczy?
BEATA: Nie wiem, kochana Moniko, doprawdy pojęcia nie mam. Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie pan dyrektor Otocki i powiedział, bardzo cię przepraszam, ale mówię, jak było, powiedział, że po rozmowie z panem Wanertem obaj doszli do wniosku, że mam grać lady Mackbeth i w poniedziałek zaczynamy próby.