Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/77

Ta strona została przepisana.

mój drogi, czas oraz położenie geograficzne...
HALICKI: Rozumiem, mam wystąpić w ciuchach osobistych?
KELLER: Wiesz z pewnością, że o dwunastej w południe miał się odbyć mój ślub?
HALICKI: Przepraszam, użył pan prawidłowego czasu?
KELLER: Jak najbardziej. Życie bywa tak błazeńskie, iż w jednej chwili, jak przy kuglarskich sztuczkach, potrafi czas przyszły zamienić w przeszły. Wobec tak niecodziennej, jak sam musisz przyznać, dekonfiguracji i biorąc pod uwagę godzinę dość natrętnie późną trzeba założyć, że znaczna ilość przyjaciół oraz znajomych zaproszonych...
HALICKI: Zgromadzi się o dwunastej w Urzędzie Stanu Cywilnego. Oszałamia mnie pan!
KELLER: Ja też jestem troszeczkę oszołomiony.
HALICKI: Ale, o ile się nie mylę, w wyższym sensie?
KELLER: Zachowując pewien umiar, powiedzmy: w sensie zbliżonym do wyższego. Domyślasz się, przypuszczam, o jaką przysługę chcę cię prosić?
HALICKI: Rzeczywiście szkoda, że nie będę tam mógł zjawić się w kostiumie Hermesa. Jaką deklarację mam złożyć zebranym?
KELLER: Sam się zorientujesz na miejscu, kiedy zobaczysz, jak to będzie wyglądać, dobry instynkt na pewno podszepnie ci słowa właściwe. Cóż? nie dokonało się, nie spełniło. Trudno! Non consumatum. Przeprosisz, że przykro...
HALICKI: W czyim imieniu? Tylko pana?
KELLER: Jesteś nieoceniony, Łukaszku? To subtelne rozróżnienie nie przyszło mi do głowy.
HALICKI: Mogę coś doradzić?
KELLER: Zawsze.
HALICKI: Wydaje mi się, że oświadczenie, jakie złożę zebranym wypadnie i zgrabniej i dowcipniej, że odwołam się do ulubionych słów pani Moniki, jeżeli będzie wyrazem intymnych uczuć obu stron zainteresowanych. Ale może się mylę?
KELLER: Przeciwnie, masz rację. Wszelka jednostronność mogłaby się w tym wypadku spotkać z komentarzami jak najbardziej fałszywymi. Natomiast gdy poprzez twoje usta będziemy zawiadamiać i przepraszać oboje, nasza zgodna jednomyślność powinna uśmierzyć cokolwiek wezbrane żywioły.
HALICKI: Wydaje mi się, że trochę mniej niż cokolwiek, ale może.
KELLER: To jeszcze nie koniec, mój drogi.
HALICKI: Domyślam się, Jabłonna!
KELLER: Niestety! Wprawdzie większość zaproszonych gości dowie się już do tego czasu, że przyjęcia weselnego nie będzie...
HALICKI: Zawsze się jednak mogą przytrafić jednostki nie nadążające za życiem. Rozumiem. Wierny i posłuszny wysłaniec wyższych sfer wbije się wieczorem w czarny garnitur, wsiądzie do swego szybkosilnikowego pojazdu i punkt ósma będzie czynić honory domu. Szefie, uwielbiam nie nadążających za żydem. Tylko jedno moje nieśmiałe marzenie.
KELLER: Zależy od mnie?
HALICKI: Mogę w zabytkowej sieni pałacu w Jabłonnie witać nie nadążających za życiem z moim kaduceuszem?
KELLER: Jeżeli ci rekwizytornia wypożyczy...
HALICKI: Szefie, pan mnie nie docenia, ja mam w domu swój własny kaduceusz. Kolega z ASP wystrugał mi go przed paroma miesiącami. Godzinami ćwiczyłem.