Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/95

Ta strona została przepisana.
czwartek, 9 lipca

Wstałem o pół do ósmej, więc straciłem okazję, żeby powietrze wczesnego ranka trochę ochłodziło pokój. Wciąż nasilający się upał. Dopiero przepisując fragment z pierwszych stronic Miazgi uświadomiłem sobie, jak ogromna przestrzeń czasu i nie tylko czasu oddziela mnie od początków. Prawie takie uczucie, jakbym przepisywał kogoś obcego.

wieczorem

Mało co zrobiłem przez cały dzień, zbyt gorąco, zbyt duszno, dla zmęczenia taki upał stanowi pożywkę, dla zmęczonego — stan krańcowej bezsilności. Dopiero pod wieczór parogodzinna burza z ulewą odświeżyła trochę powietrze.
Różne lektury. Ale żadna na dłużej.
Z Pamiętników Saint-Simona /opis zburzenia Port-Royal/: "Przysięgać na Boga i duszę, że wierzy się w pewien stan faktyczny, w który uwierzyć się nie da, wydawało się wszystkim ludziom prawym — zbrodnią".
Z listu Flauberta do Wawrzyńca Pichat /2.XI.1856/: "Sztuka nie wymaga ani pobłażliwości, ani grzeczności, jedynie wiary, zawsze wiary i wolności".

19

A jest:
Gdy przed fronton pałacyku w Jabłonnie zajeżdża autokar "Orbisu" — pierwszy z niego wyskakuje /najlepszym swym skokiem z czasów Natchnienia świata/ Maciej Zaremba. U wejścia do rzęsiście oświetlonej sali z kopułą niebiańską u wysokiego stropu oczekuje gości Łukasz Halicki /z kaduceuszem? chyba nie, może później?/. Sprzeczne uczucia Zaremby w stosunku do Halickiego: lubi go i ceni, lecz równocześnie zazdrości autentycznej młodości. Teraz jednak jest w zbyt dobrym humorze, aby dostrzegłszy Łukasza, nie przywitać się z nim natychmiast.
ZAREMBA: Cześć, stary! Cieszę się, że cię widzę, państwo młodzi jeszcze nie przyjechali?
HALICKI /trochę podejrzliwie/: To nic nie wiesz?
ZAREMBA: Że co? słuchaj, stary, masz pojęcie? mój Tomek rodzi się już od przeszło trzydziestu godzin...
HALICKI: To źle czy dobrze?
ZAREMBA: Cholernie dobrze! najpierw się martwiłem, bóg wie co sobie myślałem, ale jedna z sióstr dyżurnych uspokoiła mnie, wiesz co powiedziała? że z krótkiego porodu dzieci są przeważnie słabe, rozumiesz? zobaczysz, mój Tomek będzie ważył przynajmniej z pięć kilo, Herakles!, poczekaj, zrzucę tylko kożuch, strasznie tu gorąco.
Tymczasem członkowie "Bractwa Żółwiowego" poczynają wypełniać pałacową sień. Dostrzegłszy Andrzeja Wajsa /zna go bardzo dobrze/ Halicki od razu orientuje się, że coś jest nie w porządku.
WAJS: Cześć, Łuka! Gdzie są państwo młodzi?
HALICKI: Kto są ci wszyscy?
WAJS: Ci? towarzysze delegaci, chcieliśmy w imieniu różnych instytucji złożyć życzenia prezesowi PIP-u.
HALICKI: No, no!
WAJS: Wyższe sfery jeszcze nie przybyły?