Jakiś człek, zresztą cichy, łagodny, spokojny,
Z nikim nie pragnący wojny,
Widząc, jak łotrzyk uśmiecha się zdradnie,
Poznał, że wnet mu wypadnie
Wziąść się z niecnotą za bary:
A że był silny i jary,
Splunął w garść i na pięść swą zdał się w tej potrzebie.
Wkrótce łotrzyk pewny siebie
Natarł — człek się tylko broni,
Lecz widząc nóż w łotra dłoni,
Jak się naraz w sobie skrzepi,
Jak nie grzmotnie dobrze, lepiej!
W żebra, w zęby, między oczy —
Rzezimieszek wnet odskoczy
I na guzy lejąc wodę,
Kornie prosi go o — zgodę!
I oto co się dzieje? — Towarzystwo całe
Napadniętego gani za krzyki zuchwałe,
Głośny mu czyniąc zarzut, iż w swojej obronie
Nie myślał o torm dobrych i gładkich zakonie,
Że dźgany nożem — kopał, co jest nieprzystojnie,
Że szamotał się z łotrem nazbyt — niespokojnie,
Że się o łotra zbrodniach wszędzie dowiedziano,
Że skandalu tej sprawie nadano dziś miano,
A całą tego winę trza przypisać jemu,
Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
11