Mam czasem wrażenie, że to duchy zbiegają się u tej furty i wziąwszy na się postać ludzką, w niemem zamyśleniu patrzą i przyglądają się... I dziwią się temu szczękowi broni i wesołemu chrzęstowi zbroi żołnierskiej, w której tak śmiało i swobodnie ruszają się ludzie-nie-ludzie, niezłomne duchy jakieś, sto razy do piekieł wysłane a przecież wciąż powracające z ciemności.
Twarze żołnierzy są młode, słońcem spalone, zdrowe, uśmiechnięte. Czupryny przeważnie czarne, kudłate, kędzierzawe. Oczy — również przeważnie czarne — inteligientne, bystre, spostrzegawcze, świecące. Jest w nich coś więcej niż śmiałość i bujność młodości, jest imponująca dojrzałość postanowienia, silna stanowczość, wola niezłomna. Są to oczy ludzi, którzy dużo cierpieli i długo myśleli, nim nareszcie powzięli swe postanowienie. I to jedno mają teraz przed sobą, w tej jednej myśli wzrok ich jest utkwiony, zaś wszystko inne, co się na oczy nawinie, blednie, nie ma znaczenia, widziane jest jako fraszka zbiegu okoliczności, jako kształt przemijający i nierealny. Zwycięstwo odniesione nad sobą w gwałtownej walce wewnętrznej daje im taki pewny siebie wyraz, wyraz jak gdyby jakiejś wyższości, lepiej — dumy.
Ale prócz tego jest tu jeszcze coś, co w pikantny sposób wyróżnia tych żołnierzy.
Ich ruchy. Ruchy te są żywe, silnie skandowane, a łamany ich rytm kazałby się może domyślać długiej tresury fizycznej, która już zdołała wejść w przyzwyczajenie. Ma się wrażenie, iż młody ten żołnierz jest już, jako żołnierz, stary i wyrobiony. Ta druga tresura, przeglądająca przez mundur rosyjski, łamiąca się i mieszająca z nowym układem ciała i ruchów — to wszystko na człowieku rozumiejącym robi istotnie pikantne wrażenie.
Ale to jest nie tylko tresura fizyczna, lecz fizyczna kultura. To na arenę wchodzi nowa rasa.
Strona:Jerzy Bandrowski - Biały lew.djvu/15
Ta strona została przepisana.