Urzędnika“, nigdy tam zresztą nie widzianego, siostra Weih-hsin Yanga powiesiła się, nie mogąc dłużej znosić morzenia głodem i razów, obficie wymierzanych jej przez świekrę? Wypadki takie były w tej okolicy niemniej liczne od topienia się z tej samej przyczyny w studniach. Nic też nie widziano dziwnego w tem, że liczna rodzina Wei-hsin Yanga, najechawszy z tego powodu dom świekry, potłukła i połamała wszystkie sprzęty, do krwi pobiła czcigodną „matkę-świekrę“ i porzuciła ją nagą i skrwawioną na gościńcu, gdzie też ta bezlitosna matrona skonała. Dziwić się takim rzeczom może tylko cudzoziemiec lub misjonarz, który chce uczyć, sam nic nie wiedząc. Wei-hsin Yang nie znajdował w nich nic niezwykłego.
Wogóle wszystko jest w życiu proste i jasne — wyjąwszy nieprzewidziane najdrobniejszych wydarzeń wyniki. Tak na przykład Wei-hsin Yang, cała jego rodzina, wszyscy mieszkańcy pięknej „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“, jak też i ich sąsiedzi z niemniej pięknej „Wsi Mówiącego Konia“, nie pragnęli niczego innego, jak tylko, aby praca ich ciężka i żmudna dawała im należyty plon. Pracowali jak mrówki, wszyscy: dorośli w polu, dzieci pod rozkazami „matki-świekry“ w obejściu lub przy zbieraniu paliwa — nawet najmniejszy drobiazg nie jadł ryżu ani jagieł za darmo. Czy może ci niestrudzeni pracownicy winni byli co temu, że nastała posucha, która zagładą groziła ich plonom? Czy nie zrobili, co
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.