— Istotnie, tego nikt nie wie — z ponurym uśmiechem zgodził się Mandżur. — Ale pocóż ci przekonywać się o tem?
— Jednakże — oddać połowę zarobku! To znaczy — zamienić się w niewolnika! Ileż lat trzeba będzie ciułać na powrót do ojczyzny? Nie, to rzecz niesprawiedliwa i okrutna.
— Tak jest — przyznał Lu-Wang. — Prawa „Czerwonego Sznura“ są okrutne. Są to prawa silnych. Jesteś słaby, musisz im być posłusznym.
— Policja rosyjska mnie obroni.
— Policja rosyjska podniesie tylko twego zimnego trupa a potem, zamiast ścigać winnych, zacznie prześladować nas.
— Nie, to nie może być! Lu-Wang, zrozumiej, mogę dać rubla srebrem, dwa ruble, trzy.
— Dwadzieścia siedm. Tyle na ciebie wypada.
— Nie dam! — zaciął się Wei-hsin Yang.
Mandżur odszedł.
Wieczorem siedział Wei-hsin Yang z którymś z towarzyszów na macie i grał w najlepsze w warcaby, gdy naraz pojawiło się czterech mocnych, półdzikich „kulisów“ o brutalnych, zwierzęcych twarzach i w podartych ubraniach. Cisza zapadła w sali na ich widok, zaś oni, upewniwszy się, że istotnie mają do czynienia z Wei-hsin Yangiem, naprzód zrewidowali go i odebrali mu jego pieniądze i portfel Yi-hang Mao, a potem wypalili mu starodawnym chińskim obyczajem
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/112
Ta strona została skorygowana.