Iwanowicza i jego pomocnika. Zacny Iwan Iwanowicz przyjął „chodję“ bardzo uprzejmie i natychmiast chciał rozpocząć jakieś groźne funkcje lekarskie, gdy Wei-hsin Yang podał mu kartkę Mandżura. Rzuciwszy na nią okiem Iwan Iwanowicz roześmiał się wesoło, jak gdyby ubawiony pomyłką i zaprowadził Wei-hsin Yanga do drugiego pokoju, gdzie w kącie, tyłem odwrócony do okna, kucał na macie „profesor“.
Iwan Iwanowicz wręczył „profesorowi“ kartkę Lu-Wanga. „Profesor“ rzucił na nią obojętnie okiem, a potem powoli podniósł głowę i badawczy wzrok utkwił w twarzy młodego „chodji“. Ten stał, nie wiedząc, co ze sobą począć, zaś „profesor“ milczał i patrzył. Europejczyk powiedziałby, że miał przytem głupią minę, ale Chińczyk innego był zdania i Wei-hsin Yang, który dużo już widział i tchórzem nie był, do szpiku kości zadrżał na widok tej twarzy, tak, strasznie ona była kamienna, okrutna, chytra a złośliwa zarazem.
— Nazywasz się Su-pai-Szi? — zapytał wreszcie „profesor“.
„Chodja“ zmięszał się.
— Su-pai-Szi nazywał się człowiek, od którego kupiłem paszport — odpowiedział po chwili namysłu. — Nazywam się Wei-hsin Yang.
— Aha! Skąd jesteś?
— Ze „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“.
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/123
Ta strona została skorygowana.