wieczorem wracał do zajazdu, zażył małą, otrzymaną od poczciwego Iwana Iwanowicza pigułkę i dostał naraz na bulwarze wielkiej choroby. Zawieziono go bezprzytomnego na stację pogotowia ratunkowego, skąd go dopiero na drugi dzień rano wyprawiono. Nieuczciwa gawiedź miejska, korzystając z bezbronności chorego, rozkradła mu połowę towaru.
Tejże nocy niewiadomi złoczyńcy zakradli się do białego dworku pułkownika Miasnikowa, udusili jego żonę i matkę i zrabowawszy wszystko złoto, srebro i kosztowności, nie wyjmując nawet starych, drogich obrazów świętych, zniknęii bez śladu. Wraz z nimi zniknęła też służąca pani pułkownikowej, Duniasza, dziewczyna, jak się pokazało, złego prowadzenia się. Niewierna służąca była prawdopodobnie w porozumieniu ze zbrodniarzami. Podejrzenie padło też na „chodję“, Wei-hsin Yanga, pokazało się jednak, że Chińczyk spędził tę właśnie noc w ambulansie pogotowia ratunkowego w ataku epilepsji. W podwórzu znaleziono kaszkiet, czerwoną chustkę i ślady butów, przez Chińczyków nie używanych.
Wei-hsin Yang nie był ciekawy szczegółów. Tylko kiedy pewnego dnia Mandżur z polecenia Iwana Iwanowicza wręczył mu znaczniejszą kwotę, zapytał, co się stało z Duniaszą.
— Nie wiem, o kogo pytasz — odpowiedział ponury Lu-Wang.
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/127
Ta strona została skorygowana.